20. czerwca na Stadionie Energa w Gdańsku wystąpiła grupa Guns N’ Roses. Zespół posiadający w Polsce rzeszę wiernych fanów dał trwający niemal trzy godziny show. Na scenie obok Axla Rose’a pojawili się inni członkowie klasycznego składu tej kultowej kapeli – Slash i Duff McKagen. Nie obyło się jednak bez sporych niedogodności organizacyjnych.
Trasa koncertowa „Not in This Lifetime”, w ramach której odbył się koncert w Gdańsku, to prawdziwa gratka dla fanów amerykańskiej legendy hard rocka. Poprzednia wizyta popularnych Gunsów w Polsce pozostawiała nieco do życzenia – zespół zagrał wprawdzie w Rybniku (11.07.2012) 25 piosenek, lecz Axl spóźnił się dwie godziny, a pokłócony z wokalistą Slash w ogóle nie brał udziału w trasie „2012 Europe & Israel Tour”. Także tym razem zespół przygotował niezwykle rozbudowaną setlistę – 27 utworów, wśród których w drugiej części koncertu pojawiły się takie niespodzianki jak floydowskie Wish You Were Here, Black Hole Sun poświęcone pamięci zmarłego w czerwcu Chrisa Cornella czy nawet fortepianowe outro z Layli. Do pełni szczęścia prawdziwego fana Guns N’ Roses zabrakło z pewnością Don’t Cry. Dlaczego Gdańsk nie miał okazji usłyszeć jednej z ballad wszechczasów, choć podczas całej trasy zespół wykonał ten numer przeszło czterdzieści razy? To wiedzą już tylko sami muzycy.
Zanim jednak widzowie zajęli miejsca, a Guns N’ Roses wyszli na scenę, publiczność musiała zmagać się z organizatorami, którzy nie zadbali o właściwe oznakowanie podejścia do stadionu i samego obiektu, wprowadzili chaos związany z miejscami siedzącymi (niektóre bilety nie miały przypisanych konkretnych miejscówek, lecz niewiele mówiące określenie, że chodzi o trybunę). Wiele zamętu wnosili także pracownicy ochrony, którzy sprawiali wrażenie ewidentnie niedoinformowanych i zwyczajnie niekompetentnych. Wątpliwości budził także rozmiar strefy Golden Circle, która zwykle stosunkowo niewielka, tym razem zajmowała mniej więcej 2/3 całej płyty. Wszystkie te kwestie wywołały na facebookowym profilu Live Nation niemałą burzę.
Kamyczka do ogródka organizatorów nie można za to wrzucić z powodu supportu, którym był zespół Virgin. Trudno bowiem oprzeć się wrażeniu, że Virgin zaproszenie do Gdańska zawdzięcza znajomości Dody ze Slashem, która w listopadzie 2015 roku pojawiła się obok niego w Atlas Arenie podczas koncertu solowego projektu gitarzysty. Drugim „zespołem rozgrzewającym” był postpunkowo-industrialny Killing Joke, który nie jest właściwym wyborem, ani na stadion, ani na support – Brytyjczycy wypadli naprawdę słabo, zwłaszcza na tle koncertu w Warszawie, który dali dzień wcześniej. W Gdańsku nie umilili publiczności czekania na gwiazdę wieczoru.
Koncert Guns N’ Roses rozpoczęło rytmiczne It’s So Easy, po którym Amerykanie gładko przeszli w Mr. Brownstone. Kłopoty z właściwym ustawieniem sprzętu dawały się we znaki jeszcze podczas tytułowego numeru z ostatniej płyty – Chinese Democracy. Dopiero wejście w Welcome To The Jungle wybrzmiało zadowalająco (wciąż jednak niespecjalnie dobrze) jak na wykonawcę tej klasy. Kolejno publiczność usłyszała Double Talkin’ Jive i Better, po czym Slash dał prawdziwie wirtuozerski popis w monumentalnym Estranged. Energii nie zabrakło także w Live And Let Die. Na następne wielkie przeboje widzowie musieli chwilę poczekać – Rocket Queen, You Could Be Mine, Attitude – choć zagrane żywiołowo nie zaspokoiły apetytu publiki. Liryczny nastrój wprowadzony w This I Love zgęstniał w klimatycznym Civil War, po czym złagodniał w spokojnym Yesterdays. Po szybko zapomnianej Comie nadszedł czas na indywidualne popisy członków zespołu. Solo Slasha połączone z Speak Softly Love z Ojca Chrzestnego utwierdziło wszystkich niedowiarków, że możliwości pana w cylindrze są niemal nieograniczone.
Na finisz właściwej części setu grupa zostawiła sobie Sweet Child O’ Mine, My Michelle oraz garść ballad wraz z coverami – Wish You Were Here, November Rain, Knockin’ On Heaven’s Door oraz Black Hole Sun. Całość znakomicie domknął galopujący Nightrain. Po chwili przerwy muzycy ponownie pojawili się na scenie, aby zagrać jeszcze trzy numery – Patience, The Seeker i Paradise City. Nie sposób wyobrazić sobie inny utwór na zakończenie niemal trzygodzinnego koncertu Guns N’ Roses.
Tekst: Adam Śmietański
Zdjęcia: Marzena Sówka