Subsignal (2018) – La Muerta

Danse macabre

Nie od dziś wiadomo, że Subsignal to grupa powstała na gruzach niemieckiego Sieges Even, której przewodzą Markus Steffen oraz Arno Menses. Panowie mają na koncie już pięć płyt (w tym przedostatnia, Beacons of Somewhere Sometime, została wydana trzy lata temu) i wciąż podtrzymują styl zapoczątkowany na The Art of Navigating by the Stars (2005), szóstym albumie macierzystej formacji, na którym po raz pierwszy zamiast prog/thrashowych dźwięków pojawiły się melodyjne struktury. Tegoroczna La Muerta (pol. Śmierć), nieco na przekór posępnemu tytułowi, okazała się najbardziej wyciszonym krążkiem Subsignal, wyraźnie skoncentrowanym na harmoniach i subtelnych partiach wokalnych, a nie na ciężkich riffach.

Markus Steffen od zawsze w swoich tekstach centralizował się na uczuciach, osobistych doświadczeniach,  a wszystkie przemyślenia ubierał w słowa  klasycznej poezji egzystencjalnej. Nie inaczej jest w przypadku nowego albumu Subsignal, jednak tym razem muzyk jeszcze bardziej dotyka intymnych tematów. La Muerta jest więc opowieścią o błędnym postrzeganiu rzeczywistości, samotności oraz tęsknocie za minionym – Śmierć działa tu jako metaforyczna klamra, nie bez powodu spersonifikowana jako istota żeńska. Pod kątem lirycznym to jedno z najbardziej wielowymiarowych wydawnictw Niemców, co nie do końca ma swoje odbicie w warstwie muzycznej.

Album nie wychodzi poza odgórnie ustalony melodyczny schemat. Po intrze w postaci 271 Days muzycy płynnie przechodzą do utworu tytułowego. La Muerta to solidna kompozycja  – cięższa w zwrotkach, chwytliwa w refrenach, dopełniona niezłym solem Steffena – która z miejsca definiuje nastrój krążka.  Ale za to The Bells of  Lyonesse, choć dalej podtrzymuje nośny charakter materiału, nieco bardziej eksponuje partie basu Ralfa Schwagera, odnosząc się zarazem do tradycji prog rocka z początku lat dziewięćdziesiątych. O wiele bardziej zróżnicowany okazuje się Avery Able Hand. Marszowy temat przewodni oraz groteskowa sekcja klawiszy idealnie podkreślają absurd i beznadzieję – jest to bowiem kompozycja o antywojennej wymowie. Po emocjonalnej improwizacji Steffena, w postaci Teardrops will Dry in Source of Origin, muzycy ponownie zapuszczają się na progresywne rewiry. The Approaches to dynamiczna kompozycja – rozpoczyna się dość oszczędnie, bo sekcją rytmiczną podtrzymywaną przez akordy klawiszowe, potem zaś po elektronicznej pauzie przychodzi czas na imponujące popisy solowe (w tym debiutującego na krążku Markusa Maichela). Finał z kolei należy do Arno Mensesa – jego wokalne interpretacje po raz kolejny okazały się niezawodne.

Even Though the Stars Don’t Shine, choć słyszalnie radiowy, to jeden z najlepszych numerów na płycie. Z jednej strony opiera się na prostej strukturze (z nieco cięższym bridge’em) z drugiej zaś jest bardzo poetycki i autentyczny, a przy tym niepopadający w przesadną trywialność. Wraz z The Passage materiał wkracza w kontemplacyjne tonacje – bywa więc niespiesznie i dość oszczędnie, choć nie brakuje też  świeżych rozwiązań. W takich When All the Trains Are Sleeping czy As Bird on Pinions Tree muzycy już nieco bardziej skupiają się na harmoniach i niekonwencjonalnych zagrywkach melodycznych (pulsujące partie basu, wielogłosy i inteligentne modulacje). Warto więc nieco bardziej wsłuchać się w te kompozycje. Some Kind of Drowning to już ostatni przystanek tytułowej Śmierci, na którym zawitało dwoje gości. Markus Jehle z RPWL wcielił do ballady sensytywne partie fortepianu, z kolei Arno Mensesa wsparła wokalnie sama Marjana Samkina z Iamthemorning.

Subsignal na La Muerta niemal całkowicie porzucił progmetalowe korzenie i jeszcze bardziej odsłonił swoje melancholijne oblicze. Prosta i jednolita struktura utworów może przy pierwszym kontakcie nieco znużyć, ale z każdym kolejnym docenia się ogromną erudycję i drobiazgowość każdego z muzyków. Od strony realizacyjnej to jak dotąd najlepszy album Niemców, zaś większość rozwiązań melodycznych okazała się bardzo kreatywna, nawet pomimo wkradającej się pod koniec powtarzalności. W rezultacie Steffen i Menses nagrali materiał bardzo przystępny, który słucha się z przyjemnością, ale największą wartość zyskuje dopiero w odbiorze całościowym, również stricte poetyckim. Dlatego też La Muerta idealnie sprawdza się jako album kontemplacyjny – wprowadzający w chwilę zadumy, społecznie zaangażowany i intymny zarazem, wymagający odpowiedniego podejścia. Co ma oczywiście swoje dobre i złe strony. Muzycznie nie jest to żadne odkrycie – ot klasyczny przykład płyty, która nie odstrasza i można ją włączyć przy każdej możliwej okazji – ale by ją w pełni docenić warto ją przeżyć kompleksowo. A naprawdę warto, bowiem taka celebracja Śmierci może okazać się dla wielu słuchaczy bardzo oczyszczająca.

Łukasz Jakubiak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.