Konia z rzędem temu, kto przewidziałby, że będzie mi dane usłyszeć* na żywo Breakfest In America i to w Berlinie. Nie tylko zresztą „śniadanie”, ale i School, Dreamer, Fool’s Overture, Give A Little Bit, The Logical Song czy It’s Raining Again. Wszystko to dzięki Rogerowi Hodgsonowi, który od czasu rozstania z grupą Supertramp w pierwszej połowie lat 80. wydał 3 studyjne albumy solowe i systematycznie koncertuje. Co prawda, od lat repertuar podlega tylko kosmetycznym zmianom w zestawie piosenek i kolejności, za to płynny jest skład zespołu. Ma to o tyle istotne znaczenie, że od biegłości towarzyszących Hodgsonowi muzyków zależy nie tylko brzmienie, ale i w pewnym stopniu aranżacje. Koncert w berlińskiej hali Tempodrom zdominowany został przez klawisze (czego oczywiście można było się spodziewać) oraz saksofon (czasem zastępowany przez klarnet). Niektóre utwory dostały dzięki temu swoje drugie życie i wcale nie trąciły myszką, mimo że niemal połowa z nich ma ponad 40 lat. Niemiecka publiczność reagowała bardzo żywiołowo i choć koncert był siedzący, często wstawała, a nawet tańczyła, włącznie z niepełnosprawnymi na wózkach (niezapomniany widok). Roger, oprócz piosenek skomponowanych dla grupy Supertramp przez siebie (choć na płytach były sygnowane Hodgson/Davies – na wzór The Beatles), dorzucił jeszcze po 2 utwory ze swoich studyjnych płyt solowych (pierwszej i ostatniej). Spośród nich szczególne wrażenie na publiczności zrobił Death And A Zoo. Supertrampowe przeboje w warstwie wokalnej brzmią nadal bardzo podobnie do oryginałów, bo 68-letni Hodgson wciąż dysponuje charakterystycznym falsetem.
Rogerowi na scenie towarzyszyli wieloletni współpracownicy David J. Carpenter (bas, wokal) i Bryan Head (perkusja) oraz nowi członkowie zespołu Ray Coburn (klawisze, wokal) i niesamowity Michael Ghegan (saksofon, klarnet, flet, harmonijka ustna, chórki).
Zagadka: co Roger ma w filiżance, którą widać na zdjęciu nr 11?
Marek J. Śmietański
PS. Podziękowania dla biura koncertowego Zahlmann za akredytację foto / Thanks to the Zahlmann concert office for the photo accreditation.
No proszę Pana! Pana to tylko na koncerty wysyłać i kazać pstrykać! Następnie zapędzać do pisania i w efekcie mieć ucztę popołudniową do kawy i muzyki wyżej wymienionego! 🙂
Na wysyłanie, owszem, zgadzam się, ale przeciwko kazaniom i pędzeniu 😉 to ja protestuję. Z przymusu nic dobrego w naszym serwisie nie powstaje…