Caravan jako zespół jest na scenie tak samo długo jak Deep Purple, czyli od 51 lat. Nie osiągnął jednak podobnej popularności, bo jest zaliczany do nurtu określanego mianem scena Canterbury. W uproszczeniu terminem tym określa się mieszankę rocka progresywnego i awangardowego z elementami psychodelii i muzyki klasycznej bądź jazzu. Brzmienie Caravanu jest bardzo rozpoznawalne na tle innych grup Canterbury ze względu na wyjątkową melodyjność gitary elektrycznej, jazzowe klawisze i wprowadzenie elementów folkowych dzięki wykorzystaniu skrzypiec i fletu. Jak to w przypadku tak długowiecznych grup bywa, z oryginalnego składu z końca lat 60. pozostał już tylko jeden muzyk – Pye Hastings (gitara, wokal). Rolę lidera pełni na scenie jednak multiinstrumentalista Geoffrey Richardson (flet, altówka, gitara, cowbell), który pojawił się w grupie po wydaniu pierwszych trzech płyt (w 1972 roku). Składu dopełniają klawiszowiec Jan Schelhaas (znany również ze współpracy z grupą Camel), najstarszy wiekiem – basista Jim Leverton oraz najmłodszy stażem – perkusista Mark Walker. Caravan zagrał w warszawskiej Progresji set złożony zarówno z klasyków z lat 70., jak i kilku piosenek z ostatniego albumu wydanego w 2013 roku. Najbardziej emocjonującymi momentami z jednej strony porywającego, a z drugiej – nostalgicznego, koncertu stanowiły utwory If I Could Do It All Over Again I’d Do It All Over You, For Richard, Love To Love You (And Tonight Pigs Will Fly), Dead Man Walking oraz blisko 23-minutowa suita Nine Feet Underground. Szacunek, że Brytyjczykom chce się jeszcze tak grać (trzech członków zespołu jest już po siedemdziesiątce).
Marek J. Śmietański
PS. Dziękujemy klubowi Progresja za akredytację foto.
Świetne zdjęcia. Słychać z nich muzykę.
Dziękuję Tomku 🙂 Staramy się na tyle, na ile muzycy nam to ułatwiają, bo przecież zatrzymanie muzyki w kadrze jest jedynie moim pobożnym życzeniem 😉 Mówię to jako naczelny w imieniu wszystkich redakcyjnych fotografów…