Gwiazdą pierwszego dnia festiwalu Prog in Park był Opeth, który tym razem może i nie zaskoczył doborem utworów (niemal tę samą setlistę ogrywają już od ponad roku), ale za to formą i ogólną prezencją jak najbardziej. Miłośników starszych płyt Szwedów na pewno ucieszyła obecność: Ghost of Perdition, Demon Of The Fall, The Drapery Falls, tudzież nieśmiertelnego „tarana” w postaci Deliverence. Z kolei tę bardziej progrockową twarz grupy godnie reprezentowały Cusp Of Eternity i The Devil’s Orchard, jak również dwa single z ich ostatniego krążka – Sorceress i The Wilde Flowers. Oczywiście nie mogło też zabraknąć In My Time Of Need, czyli melancholijnej – i uwielbianej przez większość fanów – ballady z Damnation (2003). Co więcej całą tę bańkę powagi, enigmy i ponurych dźwięków przebijały zabawne i mocno podkoloryzowane anegdotki Mikaela Åkerfeldta, a niektóre z nich (m.in. ta o Józefie Skrzeku z SBB) okazały się absolutnymi perłami. Był to również najlepiej nagłośniony koncert tegorocznej odsłony festiwalu.
Inne koncerty: Sermon, Alcest, TesseracT, Fish, Bright Ophidia, Soen, Haken, Richie Kotzen, Dream Theater.
Zdjęcia: Marek J. Śmietański
Tekst: Łukasz Jakubiak
PS. Dziękujemy firmie Knock Out Productions za akredytację foto.