Virgil Donati (2019) – Ruination

Ruiny perkusyjnego świata

Po symfoniczno-jazzowym The Dawn of Time (2016), który otarł się o arcydzieło, oraz dość umiarkowanych próbach zreinterpretowania prog metalu na debiucie Icefish (Human Hardware, 2017), Virgil Donati wrócił do swoich solowych wojaży. W listopadzie 2018 roku niedoszły bębniarz Dream Theater (a szkoda…) zamknął się na siedem miesięcy w swoim studiu, gdzie w pocie czoła pracował nad nową muzyką oraz… tekstami. Tegoroczny Ruination to w gruncie rzeczy renowacja jego dotychczasowych dokonań. Muzyk wygrzebał swoje fascynacje i znajome motywy (nie tylko z autorskich projektów), a całość wzbogacił niezbyt skomplikowanymi lirykami. Już sama okładka Rafy Rosa sugeruje, że myślą przewodnią krążka będzie fatalizm oraz próba odnalezienia własnego azylu. Temat raczej wyeksploatowany w progresywnym nurcie (Wasteland Riverside, Winter Ethereal Arch/Matheos), więc na tej płaszczyźnie nie należy spodziewać się żadnej rewolucji.

Dyskografia Australijczyka składa się głównie z instrumentalnych wydawnictw, dlatego też wokal mógł wprowadzić odrobinę świeżości do jego solowego portfolio. Donati zaprosił do współpracy Irwina Thomasa (aka Jacka Jonesa), z którym trzy dekady temu założył pop-rockowy projekt Southern Sons*. Co więcej w produkcji Ruination pomagał mu też Peter Bowman (gitarzysta wspomnianej grupy), co zaowocowało odnowieniem zespołowych więzów. W sierpniu tego roku Irwin Thomas ogłosił reaktywację Southern Sons, jak również powrót na australijskie sceny (trasa rusza pod koniec listopada). Nie od dziś wiadomo, że Virgil łączy ludzi, a Ruination nie jest tego wyjątkiem. Prócz obecnego składu perkusisty – Andre Nieri (gitara), Junior Braguhinia (bas), Chris Clark (klawisze) – na płycie usłyszymy też muzyków, którzy od lat towarzyszą mu przy różnych okazjach. A tych oczywiście nie brakuje, co nie powinno nikogo zaskoczyć. Gitarowo wspomogli go: Marco Sfogli, Julian Lage, Carl Mörner Ringström oraz Matteo Mancuso; za klawiszami zmieniali się: Alex Argento, Steve Hunt i Joe Chidamo; z kolei na basie zagrali również Evan Marien oraz Anton Davidyans. Miksem płyty zajął się Michael Brauer, kilkukrotny zdobywca Grammy, współpracujący m.in. z Johem Mayerem, Bon Jovim tudzież Coldplay. I co by nie mówić, nowy album Donatiego brzmi naprawdę znakomicie.

 

A jak jest z samą muzyką? O dziwo Ruination wypada najlepiej w utworach „śpiewanych”. Irwin Thomas jest w świetnej kondycji głosowej, a Virgil – jako główny kompozytor – z powodzeniem syntetyzuje melodię z technicznym przepychem. Back to Me zaskakuje przebojowym refrenem;  tytułowy kawałek „niesie” chwytliwa sekcją gitarowa w stylu funky (za którą odpowiada sam wokalista); z kolei taki The Last Night That I Lived uderza w spokojniejsze, jazzowe tonacje. Nie znaczy to jednak, że muzycy stronią od popisów. Nieregularny bas Juniora Brauguhinii doskonale odnajduje się wśród melodyjnych partii, tak samo zresztą jako szaleńcze solówki Chrisa Clarka oraz Andre’ego Nieriego. Powrót do progmetalowych nastrojów (wspartych rzecz jasna nutką fusion) słuchać z kolei na Time is a Lie.

Pozostałe kompozycje – w pełni instrumentalne, w których dominują perkusyjne połamańce i ciągłe zmiany metrum – nie wychodzą poza standard wcześniejszych dokonań Donatiego. Oczywiście zdarzają się na nich ciekawe zabiegi formalne, co słychać chociażby na Castle Bastards czy If There Were None – utworach będących hołdem dla zmarłego przed dwoma laty Allana Holdswortha, z którym bębniarz od lat się przyjaźnił. Echa legendarnego gitarzysty słychać też na sensytywnym The Quiet Place, wspomaganym przez niezawodny duet w postaciach Marca Sfogliego i Aleksa Argento. Poza tym na krążku znalazła się całkiem udana kontynuacja Eleven z In This Life (2013), gdzie na pierwszy plan wychodzą szarpane partie gitary Juliana Lage; a w międzyczasie przewijają się też klasyczne utwory-popisówki. The Crack to istny żywioł – niestety dość męczący – który cudem udało się okiełznać; Pingprick to rytmiczny popis Virgila (zwieńczony spektakularnym solem); a treściwy Out of the Dirt zaskakuje swoją intensywnością (szczególnie w sekcji basowej). Słowem: standard.

 

Ruination nie zawiedzie miłośników wirtuozerskich popisów Virgila Donatiego, nawet jeśli potencjał krążka nie został do końca wydobyty. Muzyk miesza jazz-rockowe tony z fusion i prog metalem, a do całości dodaje jeszcze popowe motywy (głównie w partiach wokalnych). Widać w tym więc ogromne ambicje, które bądź co bądź zostały przekute dość w prowizoryczny eklektyzm. W gruncie rzeczy z nowego albumu Virgila można by było stworzyć dwa różne dzieła – duchowego następcę In This Life oraz wariację w klimatach Southern Sons, tyle że z jeszcze większym technicznym zacięciem. Jako samodzielne wydawnictwa byłyby świetne, ale w tym zlepku wypadają co najwyżej dobrze – i to wyłącznie dzięki kunsztowi każdego z muzyków oraz dopracowanej produkcji.

Przegląd perkusyjnych ruin Donatiego można uznać za udany, choć nie definiuje on talentu muzyka z takim samym powodzeniem, jak jego poprzednie osiągnięcia. Odrestaurowana konstrukcja stoi na solidnym fundamencie, została wykonana przez zdolną ekipę, ale należy ją traktować raczej jako element (muzycznego) krajobrazu niż atrakcję. Dobra robota, ale nic ponad to.

Łukasz Jakubiak


*) Grupa działała w latach 1989-1996; ma trzy albumy na koncie: Southern Sons (1990), Nothing But the Truth (1992) oraz Zone (1996); a współtworzą ją: Irwin Thomas (gitara, wokal), Phil Buckle (gitara, wokal), Peter Bowman (gitara, wokal – do 1992 roku), Geoff Cain (bas) oraz Virgil Donati (perkusja). To w sumie świetna kapela, która powinna przypaść do gustu fanom Toto.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.