Przyznaję się do winy (czyli zeznania muzyczne)*
DOMINIK WANIA – polski pianista jazzowy i klasyczny, absolwent Akademii Muzycznej w Krakowie i konserwatorium w Bostonie. Dał się poznać jako utalentowany muzyk sesyjny i koncertowy, który ma na koncie współpracę przede wszystkim z Tomaszem Stańko, a także m.in. Zbigniewem Namysłowskim czy Maciejem Obarą, jak również Marcusem Millerem, Erikiem Marienthalem, a nawet Lisą Gerrard. Szperając w dyskografiach różnych wykonawców, znajdziemy nazwisko pianisty na blisko 50 płytach, nawet na soundtrackach autorstwa Zbigniewa Preisnera. Wydał jedynie dwa autorskie albumy: Ravel z miniaturą Miroirs Maurice’a Ravela w opracowaniu jazzowym (sygnowany przez Dominik Wania Trio) oraz w pełni solowy Lonely Shadows z 11 improwizacjami pianistycznymi.
Na pewno nie chcę pytać, którą ‘swoją’ płytę uważasz za najlepszą ani o płyty, które Cię zainspirowały. Nie zapytam również o płytę na imprezę ani na romantyczny wieczór 😉
Album, który zostawiłbyś dla potomności w kapsule czasu, wiedząc, że będzie czekała na otwarcie przez wiele lat (idziemy inną ścieżką niż tradycyjna bezludna wyspa) …
Tigran Hamasyan Luys I Luso (2015)
Trudno odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie sposób wskazać tego jednego, jedynego albumu. Poza tym z czasem zmieniają się moje preferencje czy upodobania, zmienia się estetyka, natomiast jest taki pewien rodzaj wrażliwości, który jest mi bliski i który staram się zawsze odnajdywać, słuchając muzyki czy szukając nowych inspiracji. Luys I Luso Tigrana Hamasyana to dla mnie album ponadczasowy przede wszystkim ze względu na tematykę, ale także na to, jak wrażliwym pianistą okazał się Tigran na tym nagraniu. To estetyka absolutnie mi bliska, genialnie uchwycona przez Manfreda Eichera.
Album, który mógłbyś sobie zaserwować po wizycie niespodziewanych gości, gdy planowałeś twórczo popracować (pigułka na irytację albo maść na ukąszenia komarów)…
Allan Holdsworth Secrets (1989) + The Sixteen Man Of Tain (2000)
Zazwyczaj nie doświadczam wizyt niespodziewanych gości, więc na tę okoliczność nie jestem specjalnie przygotowany, ale możliwe, że tę sytuację pomógłby mi przetrwać Allan Holdsworth. Uwielbiam większość jego albumów, a w szczególności Secrets i The Sixteen Man Of Tain (między innymi ze względu na występujących na nich perkusistów). Znakomite kompozycje i unikalny styl gry Allana to coś czego mogę słuchać godzinami. [Wspomnianymi perkusistami byli: Vinnie Coloaiuta na Secrets i Gary Novak na The Sixteen Man Of Tain oraz Chad Wackerman, który zagrał gościnnie w jednym utworze na każdej z tych płyt – przyp. red.]
Album, z gatunku tych niedoścignionych ideałów, w ponownym nagraniu którego wziąłbyś udział bez zastanowienia (takie płytowe Marchewkowe pole czyli wszystko się może zdarzyć) …
Keith Jarrett My Song (1978) + Kenny Wheeler Gnu High (1976)
Nie śmiałbym brać udziału w żadnym z nagrań, które jest moim niedoścignionym ideałem, natomiast chciałbym być choćby świadkiem sesji nagraniowych dwóch albumów, które są mi niezwykle bliskie. Mam na myśli My Song Keitha Jarretta i Gnu High Kenny’ego Wheelera. Możliwość doświadczenia powstawania tej muzyki w studio, jeszcze pełniejsze skupienie się na jej subtelnym pięknie oraz możliwość obcowania z wybitnymi artystami i przede wszystkim czuwającym nad wszystkim Manfredem Eicherem byłoby czymś wspaniałym i niezapomnianym.
Album, który stanowi milowy krok w Twojej muzycznej karierze (pozornie jedna z wielu płyt, ale stanowiąca przełomowy, gigantyczny krok**)
Chick Corea Time Warp (2007)
Zdecydowanie płyta Time Warp Chicka Corei. Chyba zapomniany i niezbyt należycie doceniony album tego giganta pianistyki jazzowej. Dla mnie jego najlepszy. Po raz pierwszy usłyszałem to nagranie w 2007 roku. Oczywistą rzeczą jest znakomity skład (Corea, Bob Berg, John Patitucci, Gary Novak), natomiast muzyka absolutnie mnie wtedy poraziła. Kompozycje ułożone są na płycie w taki sposób, iż łączą się w jedną opowieść. Doskonałe w swojej formie i treści. Sposób budowania i prowadzenia narracji, fantastyczne sola Berga, introdukcje i sola Corei i Patitucciego to tylko kilka z najważniejszych elementów tej muzyki. Jeden z utworów – Terrain – to dla mnie wzorcowy przykład narastania napięcia do kulminacji i rozładowanie go. Niesamowity moment na tym albumie. Muzyka z tego krążka została ze mną na bardzo długo i jej echa pobrzmiewają w subiektywny sposób na mojej autorskiej płycie Ravel. [comment – przyp. red.]
Album, którego nie chciałeś słuchać wczoraj, ale chętnie posłuchasz jutro (szczerze wyznaję winy swoje) …
Raczej nie mam takich dylematów. Jeśli nie chciałem czegoś słuchać wczoraj, to raczej nie będę chciał słuchać tego jutro. Albo mnie coś zainteresuje od razu, albo wcale. Nie daję zazwyczaj drugiej szansy.
Album na wieczór spędzony z ulubioną lekturą i kubkiem gorącej czekolady (muzyka, która pozostaje w pełnej harmonii z Twoją duszą) …
Nie potrafię się skupić na czytaniu, słuchając jednocześnie muzyki. Ponieważ muzyki słucham dość analitycznie, potrzebuję skupienia tylko na niej. Tak samo treść książki dociera do mnie tylko w ciszy. Więc albo książka, albo płyta, inaczej to nie ma sensu.
(na koniec możesz pofantazjować, ile dusza zapragnie) Album marzeń nagrałbyś z…
Na chwilę obecną album marzeń chciałbym nagrać z Janem Garbarkiem. Jeszcze kilkanaście lat temu w ogóle bym o tym nie pomyślał, ponieważ daleka estetycznie była mi twórczość tego znakomitego saksofonisty, szczególnie z ostatniego dziesięciolecia. Dzisiaj jest inaczej. Muzyka potrzebuje przestrzeni, skupienia i swego rodzaju sacrum, które teraz odnajduję u Garbarka.
Przesłuchiwał: Marek J. Śmietański
Zdjęcia: Jarek Wierzbicki (Dominik Wania), Oliver Hallmann (Jan Garbarek)
*) Parafraza tytułu piosenki Grzegorza Ciechowskiego wydanej na płycie “Obywatel G.C.” (1986);
**) Gigantyczny krok jest odniesieniem do legendarnego albumu Johna Coltrane’a Giant Steps (1960).
Inne wywiady z cyklu Musical Testimony można znaleźć tutaj.