Mity spełnione
Myślenicki HellHaven wyrył się w świadomości słuchaczy jako ten dziwny zespół, który gra wszystko po trochu. Cztery lata temu wydali bardzo dobrze przyjęty Anywhere Out of the World, który może nie zapisał się w annałach polskiej muzyki, ale stanowił dobrą alternatywę wobec kostniejącego progrockowego nurtu. I na nowym krążku grupa podtrzymuje ten koncept. No, przynajmniej częściowo. Wciąż stawia na eklektyzm i nieoczywiste formy, snuje filozoficzne rozważania na temat jednostki, ale tym razem ich myśli zostały przełożone na nasz rodzimy język. A to nie koniec mniejszych i większych zmian. Album trafił pod skrzydła zacharzewskiego Prog Metal Rock Promotion – nowopowstałego wydawnictwa, które ma już na swoim koncie kilka ciekawych premier (m.in. Octavision czy The Advent Equation). Myśleniczanie zdecydowali się więc na odważny krok – zamiast patrzeć w kierunku Zachodu, postanowili zostawić ślad na polskiej scenie. Na ten moment trudno przewidzieć, czy zostaną dzięki temu zauważeni, ale już teraz mogą poszczycić się artystycznym sukcesem Mitologii bliskości serc.
Za stworzenie omawianego panteonu odpowiada Sebastian Najder, macierzysty wieszcz HellHaven, który w swoich tekstach snuje refleksje na temat egzystencji; czasami zagląda też w przeszłość i przyszłość, choć z większą obawą spogląda na teraźniejszość. W centrum stawia człowieka, z całym swoim bagażem wad i zalet, niosącego na swoich barkach własne mity. Opowieści Najdera są niezwykle liryczne – mają określony rytm, pełno w nich zabaw językiem i poetyzmów – a w otoczeniu metalowych dźwięków brzmią naprawdę odświeżająco. Nawet od strony intelektualnej Mitologia… okazuje się albumem bardzo kompetentnym. Muzami wokalisty okazują się istni bogowie filozofii oraz kultury, wśród których warto wymienić m.in. Stanisława Lema, H.P. Lovecrafta, Fryderyka Nietschego, Charlesa Bukowskiego, Marka Twaina tudzież Charlesa Baudelaire’a. Część tych nazwisk przewijała się już na poprzednich krążkach formacji*, jednak tym razem pełnią one role przewodników po myślach wokalisty – są echem, które umożliwia nam wejście w nastrój danego utworu. Dlatego też każdemu tekstowi w książeczce towarzyszy cytat jednego ze wspomnianych twórców, wzbogacony dodatkowo o feeryczną ilustrację Moniki Piotrowskiej – artystki, z którą grupa związana jest od pierwszej płyty.
No i jest wreszcie muzyka. Materiał powstawał półtora roku i został wyprodukowany przez Nikolasa Roya Quemtriego z rosyjskiego NRQ’s Studio, specjalizującego się w metalowej ekstremie. I choć Mitologia bliskości serc to bezsprzecznie najlepiej zrealizowany krążek HellHaven, to można było wyciągnąć z ich brzmienia znacznie więcej. Najsłabiej wypada na nim miks perkusji, która w nagraniach wydaje się zbyt wytłumiona, a w konsekwencji mało czytelna (a szkoda, bo Paweł Czartoryski to dobry bębniarz).
Myśleniczanie od zawsze eksperymentowali z różnymi nurtami i nie inaczej jest w przypadku omawianej płyty. Utwory są zaskakująco spójne, o wiele bardziej melodyjne niż na poprzednich albumach, ale wciąż za ich podstawę służą różne formy metalu. Te z kolei zostały uzupełnione o gatunkowe zjazdy, chociażby w stronę syntezatorowego space rocka (fantastyczny Kolekcjoner zachodów słońc), hard rocka (Miejsca legenda), stonerowego walczyka (San Pedro Waltz, Shanties De Geste), a nawet radiowej ballady (Mitologia bliskości serc). I już na półmetku można zauważyć zmiany w sekcji melodycznej. Raz, że Jakub Węgrzyn i Hubert Kalinowski chętnie (i z powodzeniem!) wymieniają się solówkami, więc jest bardziej gitarowo. Dwa, w numerach uświadczymy więcej elektroniki, ale też mniej oczywistych partii, w tym harmonijki ustnej (to zasługa Najdera) oraz liry korbowej, za które odpowiada nowa członkini zespołu, Adrianna Zborowska. Mało tego, razem z Sebastianem tworzy naprawdę zgrany duet wokalny – niestroniący od finezyjnych harmonii oraz nośnych wokaliz.
W drugiej połowie grupa eksploruje jeszcze mniej oczywiste formy, m.in. progmetalowe reggae (Wiara na dwa serca), hardcore (Imperium radości), jak również orient i muzykę dawną (Nasz Requiem, w którym usłyszymy partie dud i tarabanu** wykonane przez Wita Schedę i Agnieszkę Oramus). Pod koniec zaś HellHaven skręca w stronę klasyki i punkrocka (Odyseja 2033, będąca popisem basisty, Marcina Jaśkowieca), psychodelii (Światłocień), a nawet disco (instrumentalny 1420 MHz).
Miło widzieć, że HellHaven – pomimo dość długiej przerwy – bezstratnie dotarł do kolejnego wydawnictwa. Mitologia bliskości serc to album czuły, lirycznie i intelektualnie spełniony, w którym próba wyłamania się spod gatunkowych prawideł zmienia się w stochastyczny spektakl, prawdziwą muzyczną żonglerkę. Co prawda niektórym utworom brakuje kompozytorskiego szlifu (szczególnie tym w środku), ale są to drobne omyłki pokroju przesadnie nakładających się partii czy dziwacznego frazowania. Nie zmienia to faktu, że myśleniczanie z płyty na płytę stawiają sobie coraz większe wyzwania, nie stoją w miejscu i chcą się rozwijać. Ich mitologia to trzecia i jak dotąd najambitniejsza próba dotarcia do naszej wrażliwości. Może nieco innymi sposobami, bardziej przystępnymi (również językowo), ale z równie udanym skutkiem. Prog metal po polsku? Na dodatek z głębokim lirycznym sznytem? Bierzcie i jedzcie.
Łukasz Jakubiak
*) Trauma Pana Twaina z Beyond the Frontier (2012), inspiracje poezją Baudelaire’a w Anywhere Out of the World (które można zauważyć już w samym tytule płyty).
**) duży bęben używany w kapelach janczarskich, który służył m.in. do nadawania taktu marszu w trakcie bitew,