A mogli przecież pójść na łatwiznę z trasą zorganizowaną z okazji 20. rocznicy wydania soundtracku Man with a Movie Camera…
– O kim mowa? O brytyjskiej grupie The Cinematic Orchestra…
– W jakim sensie na łatwiznę? Mogli po prostu zagrać zwyczajnie całą płytę, która w wersji studyjnej trwa niespełna 61 minut, wykorzystać fragmenty filmu Dzigi Wertowa jako wizualizacje, na koniec dorzucić na koniec kilka “hitów” i na tym poprzestać…
Ale to przecież The Cinematic Orchestra, niezmiennie pod wodzą Jasona Swinscoe. Grupa wykorzystała wizualizacje tworzone na żywo przez Bena Olsena, który w pewnym sensie stał się tytułowym “człowiek z kamerą filmową”. Oprócz maszyny do pisania, na której faktycznie pisał, wykorzystał ujęcia generowane z użyciem drewnianej skrzynki (prawdopodobnie stylizowanej na styl retro), a także urządzenie połączone z kamerą i działające jako mutoskop czy też kineograf, które przekształca “w locie” filmowany obraz. To wszystko towarzyszyło nienachalnemu łączeniu stylów, zespołowym improwizacjom i harmonijnemu zrównoważeniu muzyki i oprawy wizualnej. Znakomity koncert…
A muzyka? Muzyki wystarczy, a nawet trzeba, posłuchać. Można z płyty, ale lepiej na żywo, pod warunkiem, że koncert odbywa się w co najmniej przyzwoitych warunkach akustycznych. Tak było w warszawskiej Stodole…
Marek J. Śmietański
PS. Fotorelacja przygotowana dzięki uprzejmości agencji Automatik.