Subsignal (2023) – A Poetry of Rain

Efemeryda

Od wydania ostatniego krążka Subsignal – La Muerta – minęło już pięć lat. Tak długa przerwa jest idealną okazją do zrewidowania swojej twórczości, być może też poszerzenia horyzontów. Przynajmniej tak mogłoby się wydawać. Grupa Markusa Steffena i Arno Mensesa skupiła się wówczas na bardziej melodyjnych i piosenkowych formach, porzucając zarazem swoje metalowe oblicze znane z albumów Sieges Even*. I nie ma  tym nic złego, w końcu każdy z nas potrzebuje czasami złapać oddech. W czasie pandemii – a dokładniej w październiku 2021 roku – nasz duet wypuścił pod szyldem Subsignal akustyczną balladę w postaci A Room on the Edge of Forever. Zespół dał wtedy jasno do zrozumienia, że żyje, ma się dobrze i dalej tworzy muzykę. I tak niecałe dwa lata po wydaniu singla panowie oficjalnie zapowiedzieli premierę A Poetry of Rain – ich szóstego długograja – na którym znalazła się wspomniana kompozycja. Co prawda jako bonus track, ale o dziwo okazuje się też jednym z lepszych momentów recenzowanego wydawnictwa.

W samych kręgach grupy obyło się bez większych przetasowań – za klawisze i perkusję wrócili kolejno Markus Maichel i Dirk Brand, z kolei za studyjną konsolą stanął ponownie Yogi Lang (studio Farmlands).  Jedyną nową twarzą w składzie okazał się Martijn Horsten, który zastąpił macierzystego basistę formacji – Ralfa Schwagera.  Sama zmiana nie wpłynęła jednak na odbiór krążka. Generalnie od strony warsztatowej i produkcyjnej nowy materiał Subsignal prezentuje się bez zarzutu. Ba, nawet minimalistyczna, geometryczna okładka autorstwa Arno Mensesa przyciąga uwagę i zapowiada coś innego. Niestety entuzjazm do wydawnictwa opada dość szybko – mniej więcej z poziomu czwartego numeru – kiedy w trakcie odsłuchu stopniowo zaczyna się wkradać uczucie ulotności. I nie dotyczy to wyłącznie warstwy lirycznej.

Steffen określa A Poetry of Rain jako powrót do renesansowej poezji, afirmującej smutek i melancholię. Zabieg ten podyktowany był kryzysem egzystencjalnym, przez który muzyk przechodził w trakcie trwania pandemii. Teksty obracają się wokół tematu depresji, pustki, tęsknoty za rzeczywistością i nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że chwilami popadają w niezamierzoną groteskę (Sliver tudzież Melencolia One). Bije od nich trywialność i tendencyjność, szczególnie że temat globalnej izolacji został już wyeksploatowany (czy wręcz wydojony) przez branżę. Wciąż jednak nie można odmówić im szczerości, choć w tym wypadku zdecydowanie nie jest ona przejawem literackiej ekspresji.

Niemcy wykorzystują rozwiązania z poprzedniego krążka, ale nie podejmują żadnych starań, by je jakoś odświeżyć. O ile La Muerta nie stroniła od chwytliwych melodii, o tyle A Poetry of Rain cierpi na ich deficyt. Materiał grzęźnie gdzieś pomiędzy ukłonami w stronę klasyków prog rocka (Marigold brzmi jak Yes z lat siedemdziesiątych, z kolei A Wound is a Place to Let the Light In parafrazuje Gentle Giant) a próbą uhonorowania swojej dotychczasowej twórczości. I tak rozpoczynający się obiecującym szarpanym riffem – nieco w stylu Sieges Even – Sliver (The Sheltered Garden) niemalże z miejsca zmienia się w reakcyjnego snuja; Impasse zaś nieudolnie zestawia ze sobą southernowy nastrój z rozproszonymi  harmoniami (broni go wyłącznie gitarowe solo Steffena). Na szczęcie formacji kilkukrotnie udaje się – szczególnie w drugiej połowie albumu – wrócić na właściwe tory.

The Art of Giving In z polotem przywołuje klimat z The Beacons of Somewhere Sometime (2015); z kolei Embers Part II: Water Wings to nie tylko godna kontynuacja utworu z Touchstones (2011), ale też najlepszy utwór na płycie (Menses brzmi tu lepiej niż kiedykolwiek). Choć początek Melencolia One ewidentnie jawi się jako hołd dla Rush, to numer zaskakująco sprawnie przebija się przez różne gatunki – można tu znaleźć i funkowy mostek, i metalowe riffy, podkręcane rytmicznymi popisami Branda i Horstena. Ogromnym zaskoczeniem okazał się też The Last of Its Kind – skręcający w agresywniejsze tony, na dodatek zwieńczony finezyjnym solem na saksofonie w wykonaniu Marka Arnolda. Wielka szkoda, że takie uniesienie trafiło na płytę tak późno. Wydawnictwo zamyka przytoczony we wstępie bonus track – czuły i elegancki, popisowo zaśpiewany, szczerze chwytający za serce. Lepszego postludium grupa nie mogła sobie wymyślić.

Pomimo starań Steffena i Mensesa powrót Subsignal okazuje się symboliczny, a ich nowe wydawnictwo nawet nie próbuje zmienić ich muzycznego emploi. Nie jest to jednak największy zarzut skierowany w stronę A Poetry of Rain. Pieczołowita realizacja i warsztat instrumentalistów nie były w stanie przysłonić efemeryczności kompozycji, na dodatek niestroniących od lirycznych banałów. Nawet jeśli materiał miewa dobre momenty, to i tak nie zdoła zatrzymać swoich słuchaczy na dłużej – przynajmniej tych nowych lub okazjonalnych, bo miłośnicy grupy na pewno znajdą tu coś dla siebie. Bo pomimo wielu gorzkich słów, jakie padły w recenzji, obcowanie z nowym krążkiem Niemców nie jest złym doświadczeniem. W najgorszym przypadku bardzo rozczarowującym.

Trzymając się renesansowej idei albumu, Poezja deszczu spłynie razem z ulewą, którą starała się wywołać. Może i zostawi po sobie jakiś ślad, ale też nie spowoduje większych szkód – wkrótce nikt nie będzie o niej pamiętał.

Łukasz Jakubiak


*) Projekt zawiązany przez Markusa Steffena i braci Holzwarth – Olivera (bas) i Alexa (perkusja) – który u swoich początków (1985 r.) pałał się w progresywnym thrash metalu. W 2003 wraz z angażem nowego frontmana – Arno Mensesa właśnie – grupa odeszła w nieco subtelniejsze brzmienia. Wokalista nagrał z Sieges Even dwa albumy studyjne: wyśmienity The Art of Navigating by the Stars (2005) oraz Paramount (2007). Niestety tuż po wydaniu koncertówki Playgrounds (2008) formacja się rozpadła.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.