Lionel Richie – Łódź, Atlas Arena 05.07.2025

Hello, World! czyli gorączka sobotniej nocy…

Wracając do domu z występu Lionela Richie, szukałem takiego tytułu do niniejszego tekstu, który mógłby być parafrazą nazwy aktualnej trasy koncertowej „Say Hello To The Hits”. Pierwotnie chciałem powiązać słowo „hits”, wyborną atmosferę koncertu oraz tytuł jednej z piosenek. W nocy nic dostatecznie interesującego już do głowy mi nie przyszło. Natomiast, gdy usiadłem do pisania i spojrzałem na setlistę (patrz poniżej), doznałem niemal objawienia, widząc jakie ramy stworzyły utwory, którymi wokalista rozpoczął i zakończył zasadniczą część swojego występu. Niewtajemniczonych uświadomię, że „Hello, World!” to fraza zazwyczaj używana na początku przygody z nauką programowania w nowym języku, a nieznającym szczegółów biografii Lionela dorzucę, że jego ojciec był analitykiem systemowym armii USA. A „Gorączka sobotniej nocy” to… Zresztą kto nie wie, niech sam sobie sprawdzi, o jakiej ikonie mowa i co powinien nadrobić w zaległościach filmowych z lat 70.

Jak twierdzą internetowe źródła, Lionel Richie rozpoczął swoją muzyczną przygodę w połowie lat 60., a od 1968 roku był wokalistą i saksofonistą popularnej amerykańskiej grupy funkowo-soulowej Commodores. Gdy teraz – już na spokojnie – myślę o wczorajszym koncercie w łódzkiej Atlas Arenie, to w kontekście jednego z cytatów artysty

Niech muzyka gra dalej…

stwierdzam: „Niech ta przygoda trwa dalej”, jednak z pewnym pobożnym życzeniem: „Lionel, nagraj proszę w końcu nową płytę, bo niebawem minie 20 lat od wydania ostatniego krążka z Twoimi świeżymi kompozycjami”. Mam na myśli Coming Home (2006), po którym ukazały się jeszcze Just Go (2009) oraz Tuskegee (2012), jednak pierwszy z nich zawierał tylko jedną piosenkę autorstwa Richiego, a drugi – ostatni zresztą studyjny – reinterpretacje hitów nagrane z udziałem gwiazd muzyki country.

Galerię zdjęć można obejrzeć poniżej

76-letni artysta niezaprzeczalnie rozsiewa niezmiennie niedoparty urok, budując intymną więź z publicznością i nawiązując ze swoimi fanami bliski kontakt, często żartując z ludźmi zajmującymi miejsca w pierwszych rzędach. Ani trochę nie nudząc, opowiadał między kolejnymi utworami anegdotki z własnego życia (choćby o Dianie Ross, przy okazji prosząc widownię o zastąpienie jej wokalnie). Zdarzało mu się komentować sytuacje z współczesnej rzeczywistości, w formie refleksji à propos wszechobecności telefonów komórkowych i social mediów w codziennym życiu, wspomnienia bezpiecznych portów w niestabilnym świecie czy deklaracji równości poprzedzającej utwór We Are The World, jednak bez aluzji politycznych czy odniesień do konkretnych wydarzeń. Wyraźnie spodobała się Lionelowi nazwa miasta, w którym wystąpił po raz pierwszy (Łódź vs. Would You) i o którym pewnie wcześniej nie słyszał. Kilkukrotnie w trakcie występu zresztą do niej wracał, często stwierdzając, że to, co się dzieje, jest „out of control” [poza kontrolą – przyp. aut.]. Kilkukrotnie również się przebierał (bodajże trzykrotnie zmieniał marynarkę), nie było to jednak żadne działanie na pokaz, a raczej dostosowanie anturażu do tego, co aktualnie śpiewa.

Jak to wyglądało muzycznie? W końcu powinienem opowiedzieć o koncercie, a nie jedynie o spotkaniu ze znanym człowiekiem. Lionel Richie wciąż dysponuje solidnym wokalem, którym potrafi czarować, śpiewając zarówno przekonujące do tańca przeboje (Running With the Night, Dancing on the Ceiling, All Night Long), jak i melancholijne ballady, z których zasłynął w latach 80. (Hello, Truly, Say You Say Me). Wokalista wciąż swoim aksamitnym głosem w elegancki sposób potrafi zabrać słuchacza w nostalgiczną wyprawę w przeszłość, wiodącą przeróżnymi ścieżkami i dróżkami, aby w końcu bezpiecznie wprowadzić go na szczyt euforii. Niemała w tym zasługa obecnej na scenie piątki muzyków, prezentujących pierwszorzędne umiejętności instrumentalne i właściwie idealne zgranie. Panowie imponowali nie tylko wszechstronnością (w niektórym momentach brzmiąc niemal rockowo – czy tylko ja słyszałem w Dancing on the Ceiling motyw z Jump grupy Van Halen?), ale także świetnie się bawili, często pojawiając się na wysuniętej do przodu części sceny, na której brylował Richie.

Galerię zdjęć można obejrzeć poniżej

Warto również podkreślić bardzo umiejętnie dobraną setlistę, uwzględniającą zarówno hity solowe, jak i z repertuaru grupy Commodores, a także Endless Love (duet z Dianą Ross) i charytatywny singiel We Are The World [publicznie się przyznam, że słysząc je na żywo, po raz pierwszy od wielu lat miałem „ciary” na koncercie, a rocznie widuję co najmniej kilkudziesięciu wykonawców – przyp. aut.]. Nie chodzi tu nawet jednak tylko o dobór piosenek, lecz zróżnicowanie stylistyczne (soul, r’n’b, funk, a nawet disco), stopniowanie nastroju oraz dramaturgię koncertową. Ze statystycznego punktu widzenia: 12 piosenek z solowych płyt (z okresu 1982-92), począwszy od debiutanckiego singla Truly, a skończywszy na My Destiny z kompilacji Back To Front, 9 utworów Commodores (z okresu 1977-1981) oraz dwa – wspomniane już – niekwestionowane hity: Endless Love i We Are The World. I tylko wielcy artyści, niebezpodstawnie pewni swojej muzycznej mocy, rozpoczynają koncert od swoich największych przebojów (Hello)…

Właściwie mógłbym powtórzyć to, co napisałem 2.5 roku temu, relacjonując łódzki koncert grupy Simply Red. Charyzmatyczny artysta zakończył swój występ tylko jednym bisem, za to absolutnym hitem z 1983 roku – All Night Long (All Night), w trakcie którego scena jakby zapłonęła (właściwie po raz kolejny), a wniebowzięta i roztańczona publiczność była już całkiem rozpalona do czerwoności. Lionelu, tak się nie robi, w takim momencie nie przerywa się występu, no chyba, że już wiesz, że wrócisz do Polski niebawem. W końcu, aktualna forma artystyczna i doskonała produkcja zobowiązują. Albowiem koncert został świetnie oświetlony i wzbogacony wizualnie, na co złożyły się m.in.: efekty pirotechniczne, wyjeżdżający spod sceny drugi fortepian (Say You Say Me), klipy video (np. rozpoczynający koncert filmik prezentujący najważniejsze momenty z kariery artysty), w szczególności montowane na żywo (choćby geometryczne wizualizacje nakładane na ujęcia publiczności).

Galerię zdjęć można obejrzeć poniżej

To nie był zwykły występ legendy muzyki pop, to był znakomity show charyzmatycznego artysty, potrafiącego na tyle porwać widownię, że wiele osób wychodząc z hali nuciło doskonale znane hity, które przetrwały próbę czasu (przypomnę, że najmłodsza piosenka, która zabrzmiała w Łodzi – My Destiny – ma 33 lata). I nie piszę tego z punktu widzenia wielbiciela twórczości Lionela Richie, jako że poszedłem do Atlas Areny przede wszystkim, aby sfotografować legendarnego artystę. Owszem, znacząca część jego dyskografii jest mi znana, jako że w latach 80. zdarzało mi się puszczać jego solowe przeboje w szkolnym radiowęźle, ale nigdy nie byłem jego fanem. Natomiast tym razem niespodziewanie dla siebie zostałem do samego końca, co ostatnio zdarza mi się bardzo rzadko, bo zazwyczaj wychodzę z koncertów przed bisami albo najpóźniej w ich trakcie [napisałem to jedynie dla podkreślenia istotności tego faktu – przyp. aut.].

Koncert spektakularnie retrospektywny i ani trochę nie anachroniczny. Koncert magicznie celebrujący w mistrzowski sposób – klasyczny już – sentymentalny repertuar. Koncert budzący nie tylko nostalgiczne wspomnienia, lecz również refleksje. Chapeau bas, Lionel Richie…

Setlista: Hello, Running With the Night, Easy / My Love, Penny Lover, Se La, Stuck on You, Sail On (utwór Commodores), You Are, Brick House / Fire, Three Times a Lady (utwór Commodores), Fancy Dancer / Sweet Love / Lady (You Bring Me Up) (utwory Commodores), Truly, Endless Love (utwór duetu Diana Ross & Lionel Richie), My Destiny, Dancing on the Ceiling, Still (utwór Commodores), Say You Say Me, We Are the World (utwór projektu USA for Africa), na bis All Night Long (All Night).

Marek J. Śmietański

PS. Publikacja przygotowana dzięki uprzejmości polskiego oddziału agencji Live Nation.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.