Szwajcarska Eluveitie to obecnie bodajże najbardziej interesująca grupa metalowa, która umiejętnie miesza folk metal z melodyjnym death metalem. 9-osobowy band wykorzystuje niezwykle bogate instrumentarium, nie ograniczając się jedynie do skrzypiec i piszczałek, ale stosując również harfę, mandolę*, lirę korbową, dudy. To w połączeniu niektórymi tekstami w wymarłym już języku galijskim daj niepowtarzalny efekt. Eluveitie pomimo ostatnich perturbacji personalnych (duże zmiany składu w latach 2013-2017) wciąż trzyma poziom, przede wszystkim dzięki charyzmie założyciela Christiana „Chrigela” Glanzmanna oraz jego udanej współpracy kompozycyjnej z nowym gitarzystą Jonasem Wolfem. Warszawski koncert, zagrany w ramach trasy promującej wydaną wiosną tego roku płytę Ategnatos, właściwie koncentrował się na względnie świeżym repertuarze (z wczesnych płyt pojawiła się tylko jedna kompozycja z 2008 roku – zagrany na bis pierwszy singiel grupy Inis Mona), w którym piękny głos Fabienne Erni doskonale brzmi w połączeniu z growlem Glanzmanna.
*) Mandola (również zw. mandorą) to wbrew pozorom nie rodzaj mandoliny, lecz jej przodkini, jako że historycznie jest od niej starsza (ponoć o blisko 200 lat). Posiada oczywiście 4 podwójne struny, ale mandolina jest strojona o kwintę wyżej.
Marek J. Śmietański
PS. Dziękujemy Knock Out Productions za akredytację foto.