Traces to Nowhere (2018) – Up to the Sun

Pierwsze koty za płoty

Warszawska formacja Traces To Nowhere, która wydała wcześniej dwa minialbumy – kolejno Traces To Nowhere (2013) oraz Back to the Beginning (2014) – w końcu może pochwalić się pierwszym długogrającym debiutem. Na tegorocznym Up to the Sun wyłaniają się, prócz post-metalowego sznytu, inne fascynacje, które krystalizują brzmienie grupy. Materiał jest cięższy i bardziej eklektyczny względem poprzedników, ale wpływ na samą strukturę krążka miały także zmiany w składzie. Za sekcję rytmiczną obecnie opowiadają Jan Kaliszewski (gitara basowa) oraz Jakub Tolak (perkusja), z kolei melodie niezmiennie prowadzą Tomasz Niedzielko (gitara, syntezatory) i Karolina Mazurska (wokal).

Zanim jednak dotrzemy do tytułowego słońca, trzeba przejść drogę przez mrok. Płyta zaczyna się od Broken Silence, który poprzedzony nastrojowym Intrem, odsłania bardziej posępną osobowość zespołu. Ciężki początek, wsparty przez doomowy riff, doskonale buduje dramaturgię. Narastający refren, wspierany przez dwugłosy, płynnie przechodzi do agresywnego pomostu, w którym Karolina – dosłownie – wykrzykuje swoje partie. Wtedy też nasuwają się skojarzenia z inną warszawską formacją – Obscure Sphinx. Wstęp do Corridors of Time przypomina nieco główny temat muzyczny z filmu Coś Johna Carpentera, który potem przeradza się nośną – podtrzymywaną przez agresywną gitarę – kompozycję. Całość domykają schizofreniczne wielogłosy, uzupełnione równie odjechanym instrumentarium. Po kolejnym pomoście w postaci Split (zgrabnym ambientcie opartym na basie i elektronice) grupa przechodzi w pogodniejsze tonacje. (…) ma prostszą melodykę, utrzymaną w post-metalowym nastroju, ale za to Internal Landscapes zaskakuje nawiązaniami z pogranicza jazzu i klasycznych form rocka progresywnego. 2 Minutes Away From Me to odświeżona wersja utworu z debiutanckiej EP’ki, jednak w tej interpretacji wydaje się bardziej nastrojowa i harmoniczna (więcej tu sekcji rytmicznej oraz elektroniki). Album kończy tytułowy Up to the Sun – enigmatyczny, z umiejętnie rozłożonymi akcentami, zgrabnie domknięty przez energiczny finał.

Warszawiacy w końcu zostawili bardziej namacalny ślad w polskiej alternatywie. Up to the Sun to udany debiut będący mozaiką wielu, charakterystycznych dla tego nurtu, form (od ambientu, aż po sludge czy doom metal). Ma to jednak swoje dobre i złe strony. Inspiracje zostały wykorzystane poprawnie, ale grupa – podążając za gatunkowymi trendami – gubi swoją autonomiczność. Generalnie cały materiał trzyma się określonego szablonu i tylko chwilami zaskakuje świeżym podejściem (Corridors of Time, Internal Landscapes). Są to na szczęście klasyczne potknięcia debiutu, które z każdym kolejnym albumem powinny zanikać. Nawet produkcja okazuje się zbyt sterylna i kanciasta, choć jak dotąd to najlepiej zrealizowany materiał od Traces To Nowhere – na ten moment nie ma się czego wstydzić, ale w przyszłości wypadałoby popracować nad produkcją przy bardziej rozbudowanych harmoniach.

Po dwóch krótkich „przedmowach”, grupa w końcu napisała pierwszy rozdział w swojej dyskografii. Up to the Sun to dobry start, który może i nie zagrozi czołówce polskiej sceny post-metalowej (dzielonej m.in. przez Blindead czy Obscure Sphinx), ale na pewno pozostanie w świadomości wielu miłośników gatunku. To właśnie dla nich tytułowa podróż w stronę słońca może okazać się najbardziej produktywna i emocjonująca.

Łukasz Jakubiak

2 thoughts on “Traces to Nowhere (2018) – Up to the Sun

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.