Michael Romeo (2018) – War of the Worlds, Pt. 1

Wojna ze sztampą

Grupa Symphony X, której Michael Romeo jest liderem, musiała chwilowo zrobić sobie przerwę. Przeszło rok temu, podczas trasy promującej nowy album Adrenaline Mob, w wypadku samochodowym ucierpiał wokalista obydwu formacji, Russell Allen*. Na szczęście niezbyt dotkliwie, choć z osobistych pobudek postanowił odpocząć od aktywnego koncertowania. W czasie, gdy frontman powoli wracał do zdrowia, Romeo skorzystał z pauzy i zabrał się za tworzenie materiału na swój drugi solowy krążek.

Od wydania debiutanckiego The Dark Chapter minęło już 14 lat, więc nasz wirtuoz mógł w końcu artystycznie się wyżyć. Skomponował wszystkie orkiestracje i część partii instrumentalnych, a swoją wizją podzielił się również z kilkoma zaufanymi muzykami. W nagrywaniu płyty wzięli udział starzy znajomi Romea, John DeServio (basista Black Label Society) i John Macaluso (bębniarz Tomorrow’s Eve), oraz Rick Castellano, który nie tylko zajął stanowisko za mikrofonem, ale pomagał także przy pisaniu tekstów. O brzmienie krążka zadbał z kolei Simone Mularoni, gitarzysta włoskiego DGM. Efektem ich wspólnej pracy okazał się dwuczęściowy concept album, będący adaptacją Wojny światów Herberta George’a Wellsa. Pierwszy krążek został wydany nieco ponad miesiąc temu, z kolei drugi jest obecnie w fazie produkcji.

Na War of the Worlds, Pt. 1 nie zabrakło typowych dla Romea zagrywek. Zarówno we Wprowadzeniu, jak i nieco późniejszych War Machine oraz Constellations można usłyszeć filmowe motywy, nawiązujące m.in. do twórczości Johna Williamsa, które przeplatają się z ciężkimi gitarami i rozbudowanym instrumentarium. Niby standard, ale nawet w tej – wydawałoby się – ogranej formule wciąż jest niemało polotu. Zarówno Fear of the Unknown, jak i Black nie wychodzą poza znajome ramy – obowiązkowo z pogranicza power i prog metalu – a taki już Oblivion spokojnie mógłby znaleźć się na kolejnej płycie Symphony X (przypomina nieco Serpent Kiss). To zaledwie porządne numery – z chwytliwymi refrenami i riffami – będące klasyczną pokazówką gitarzysty.

Nie znaczy to jednak, że Romeo przez cały album jest tak zachowawczy. Na F*king Robots zgrabnie eksperymentuje z industrialem i dubem, z kolei w Djinnie wprowadza elementy muzyki Wschodu (nieco w klimacie Myrath). W tym drugim zresztą niemały popis daje John Macaluso – bezbłędnie wypełnia przestrzeń, a sama dynamika utworu pozwala mu na odważniejsze zagrywki rytmiczne. Przeszło ośmiominutowy Believe doskonale łączy neoklasyczne wpływy ze strukturą nośnej ballady, która w finałowych momentach nieco się ożywia. To kompleksowy utwór, potwierdzający wysokie umiejętności kompozycyjne Romeo. Jest jeszcze – równie matematyczny, co przebojowy – Differences, w którym Castellano udowadnia, jak wszechstronnym jest wokalistą – ma stricte rockowy głos, ale świetnie odnajduje się też w bardziej melodyjnych, wręcz popowych, partiach.

Po tylu aluzjach nasuwa się więc pytanie: czy War of the Worlds, Pt. 1 mógłby być kolejnym albumem Symphony X? Oczywiście. Dużo w nim elementów wspólnych z macierzystą formacją Romeo (włącznie z literackimi nawiązaniami), ale wciąż jest materiałem lepszym od – daleko nie szukając – Underworld sprzed trzech lat. Muzyk poszerzył nieco swoje zainteresowania, wszedł we współpracę z innymi, choć równie twórczymi osobami i stworzył dzieło składne, zręcznie ogrywające sprawdzone progmetalowe konwencje. W tej Wojnie światów – również tych muzycznych, bo wydawnictwo prezentuje dość rozległy przekrój gatunkowy – nie brakuje pasji i zaangażowania, co dobrze wróży przyszłym inicjatywom Romea. Nie tylko tym związanym z jego solową twórczością.

Łukasz Jakubiak


*) W tym samym wypadku zginął ówczesny basista Adrenaline Mob, David Zablidowsky.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.