Clutching At Straws [pl. Chwytając się brzytwy] jest jednym z tych concept albumów, o których pamiętają nie tylko fani rocka progresywnego. Dojrzałe kompozycje i dopracowana realizacja, ale brak emocji znanych z poprzednich płyt, a zarazem – łabędzi śpiew Marillionu z Fishem w składzie. Ostatni album, nagrany z macierzystym zespołem, wokalista wybrał jako kanwę trasy koncertowej zapowiadającej swoje nowe dzieło zatytułowane Weltschmerz, które ma ukazać się w przyszłym roku. Trudno powiedzieć, czy mieszanie premierowych nagrań solowych z klasykami Marillionu to dobra decyzja. Poglądy na ten temat obecnych na koncercie fanów Ryby były mieszane. Z jednej strony Fish jest w znacznie lepszej formie wokalnej niż 3 lata temu, gdy gościł na festiwalu Ino-Rock i potem kilku koncertach w różnych miastach, żegnając się z poprzednia płytą Marillion. Z drugiej – wtedy zaczynał występ od kilku własnych utworów, a potem prezentował w całości Misplaced Childhood (zgodnie z kolejnością utworów na płycie). Tym razem koncert był takim pomieszaniem z poplątaniem – trudno znaleźć klucz, według którego zestawiona została setlista. Zestaw utworów z Clutching At Straws uzupełniły cztery nowe kompozycje Fisha (3 z nich ukazały się niespełna miesiąc przed koncertem na EP-ce A Parlah With Angels), wciśnięte pomiędzy klasyki. Owszem, wszystko w duchu fishowo-marillionowym: jako drugi bardzo genesisowo-collinsowy Man With A Stick, w połowie koncertu rozbudowany, tradycyjny neoprogresywny Little Man What Now?, dalej lekko taneczny C Song oraz prawie na koniec zasadniczego setu mroczny i posępny Waverley Steps. Podsumowując, choć nie wszystko Fishowi udało się zaśpiewać zgodnie z oryginałem, to pokazał przyzwoitą formę wokalną, wsparł ją solidną dawką energii, co w połączeniu z niezgorszymi nowościami zaowocowało dość udanym wieczorem w warszawskiej Progresji.
Marek J. Śmietański
PS. Dziękujemy klubowi Progresja za akredytację foto.