Atlas Arena była świadkiem prawdziwie amerykańskiej produkcji występu kanadyjskiego wokalisty, który po 5 latach wrócił do Polski. Michael Bublé na samym początku zapowiedział, że jego koncert będzie jak romans: „zacznie się powoli, a potem nabierze tempa”. I nie oszukał publiczności ani trochę… Wykonał kilka piosenek ze swojego ostatniego albumu Love, wydanego niespełna rok temu, ale również wiele starszych. Wśród nich takie klasyki, jak My Funny Valentine, Sway, When I Fall In Love, Buona Sera Signorina, Cry Me A River czy You Were Always on My Mind. Ten koncert mógłby się równie dobrze odbyć w Walentynki. Występ elegancko ubranego Kanadyjczyka z towarzyszeniem dużej orkiestry i sympatycznego chórku, okraszony licznymi monologami bądź żartami, okazał się naprawdę wybornym wydarzeniem.
Marek J. Śmietański
PS. Dziękujemy firmie DM Agency za akredytację foto.