Kroke otwiera 7 .Grodziskie spotkania kulturowe SPLOTY.
17 lutego 2020 rozpoczęła się 7. edycja Grodziskich spotkań wielokulturowych SPLOTY – festiwalu pragnącego zachować z wielokulturowej przeszłości Grodziska Mazowieckiego to, co ratować jeszcze można i pokazywać to, co warto prezentować. SPLOTY, jak sama nazwa sugeruje, przybliżają wspólne dla różnych kultur przeżycia jednego kraju i narodu, jakim była lub mogła być Polska, gdyby nie II wojna światowa i jej konsekwencje. Od lat też SPLOTY przybliżają mieszkańcom Grodziska i okolic wspomnienie wielokulturowości II Rzeczpospolitej, spadek po grodziskich chasydach, jak też kulturę, obyczaje czy kuchnię narodów częstokroć bardzo odległych od Polski, a wcale nie mniej intrygujących.
Tegoroczne SPLOTY rozpoczął krakowski zespół Kroke, który zaczynał swoją muzyczną drogę od romansu z muzyką klezmerską, by z biegiem lat poszerzyć inspiracje o muzykę etniczną, szczególnie romską i bałkańską, dodając do tego tygla swoje autorskie improwizacje. Kroke ma na swym koncie przeszło dziesięć płyt, muzykę do przedstawień teatralnych, spektakularne koncerty na wielu scenach muzycznych Polski i świata, aczkolwiek w Grodzisku wystąpili po raz pierwszy. Kroke obecnie to trzech muzyków: Tomasz Kukurba (altówka, flety proste, piszczałki i wokalizy), Jerzy Bawół (akordeon guzikowy) i Tomasz Lato (kontrabas elektryczny).
Poniedziałek, godzina 18:00 to dla osób pracujących w większych miastach dość oryginalny czas na koncerty. SPLOTY cieszą się jednak sporą renomą w Grodzisku, a do tego gmina i miasto są na tyle bogate, by finansować takie wydarzenia dla swojej społeczności – koncert zatem był bezpłatny. Wpływa to wyraźnie na strukturę widowni: na występie Kroke byli przeważnie ludzie dojrzali, by nie powiedzieć „dojrzalsi”, którzy zapełnili salę kinową Grodziskiego Centrum Kultury niemal po brzegi.
Jak przedstawia się ich muzyka? Wyraźnie słychać podobieństwo do szaleństwa z lat 90. na punkcie muzyki Gorana Bregovicia i jego weselno-pogrzebowej orkiestry, filmowych przebojów z obrazów Kusturicy i zbliżonej doń muzyki Michała Lorenza z tego samego okresu. Pełno w niej odniesień do festiwalu na Szerokiej, diabelskich czardaszy, taborów romskich przemierzających Europę wzdłuż i wszerz od Karpat po Pireneje i z powrotem, do pieśni bałkańskich pasterzy przesiąkniętych kilkusetletnim obcowaniem z potęgą Państwa Osmańskiego, czyli to, co wszyscy Polacy mają w sercach: sienkiewiczowska przestrzeń stepów Podola, wzruszająca nostalgia za bezkresem gór, ciepłem Morza Czarnego itp. czyli kliszami zbiorowej pamięci o dawno minionej potędze państwa z XVI wieku.
I można ten występ traktować trochę tak, z przymrużeniem oka, z lekkim cynizmem na twarzy i w sercu, a można też inaczej: utwory mają niemal identyczną strukturę sprawiającą, że zlewają się w jeden bez względu czy to Ajde, Time, Wspomnienie dzieciństwa czy Piosenka. Chwytliwy początek grany przeważnie na piccolo bądź altówce, a potem długie, baaaaardzo długie improwizacje, by skończyć klamrą przypominającą początek kompozycji. Czasem to pieśń na cztery, niekiedy na siedem. W co drugim utworze oczywiście wokaliza a’la Dhafer Youssef snujący swe tunezyjsko-sunickie zaśpiewy. Można też zamknąć oczy, odpuścić złośliwości i dać się uwieść przestrzeniom kreowanym przez trzech panów w białych koszulach i czarnych nakryciach głów. Można przemieszczać się z muzykami serpentynami drogi przez Karpaty krętymi tak, że niejednokrotnie, ku przerażeniu, widzisz przed sobą tył swojego samochodu; przejeżdżać przez Bieszczady x6 i chłonąć zapierające dech w piersiach widoki, które pomagają ci wyobrazić sobie nie tylko ci trzej wspomniani już panowie, ale i naprawdę świetny oświetleniowiec, a raczej reżyser świateł – respect, jak powiedziałaby młodzież…
I każda z kompozycji trzykrotnie dłuższa niż na płytach i siedmiokrotnie pełniejsza, ciekawsza, cudownie czysta, głębiej wwiercająca się w duszę, na dłużej zostająca. Ot, zwykły zaczarowany dwugodzinny koncert w małym miasteczku na zachodnim Mazowszu. Warto było…
Maciej Farski
Reżyser świateł – Łukasz Siemiński