Od ostatniego koncertu Tori Amos w Polsce minęło niemal 6 lat, długich nie tylko dla mnie lat. Od pierwszego występu w radiowej Trójce w 2001 roku Polska regularnie gościła w grafiku koncertowym amerykańskiej artystki, a katowicki koncert, wliczając występy radiowe, był już 12 spotkaniem z polskimi fanami. W muzycznym świecie Tori Amos zajmuje pozycję niemal kultową, zatem nie zdziwiło mnie tak ogromne zainteresowanie słuchaczy. Większość biletów została sprzedana już ponad 2 lata temu, bo pierwotnie koncert miał odbyć się przecież w lutym 2022 roku, lecz ze względów pandemicznych został przeniesiony na koniec kwietnia tego roku. W roli supportu wystąpiła norweska wokalistka Skaar (zdjęcia tu) i swoimi delikatnymi kompozycjami zaskarbiła sobie życzliwą uwagę oczekujących na gwiazdę wieczoru. Przed godziną dwudziesta pierwszą zgasły światła i z głośników popłynął zapętlony rytm perkusyjny, po chwili dopełniony nisko osadzonym basem i w pojedynczym snopie reflektora pojawiła się Tori. Po pierwszych fortepianowych dźwiękach większość rozpoznała utwór God, który był naprawdę mocnym wejściem. Na scenie doskonale partnerowali Tori: Joe Evans na gitarze basowej i Ash Soan na perkusji, błyszcząc nie tylko jako tło, ale i podczas partii solowych. Po Ocean To Ocean zabrzmiało Crucify w wydłużonej i improwizowanej wersji. Z każdym utworem słuchacze zagłębiali się w niezwykły i wielowymiarowy intymny świat artystki. Magicznym i czytelnym momentem było solowe wykonanie Over The Rainbow w tęczowych barwach oświetlenia, utworu wykonanego ostatni raz w 2017 roku. Nie zabrakło odniesień do czasów i miejsca, w których żyjemy. Premierowo na tej trasie wybrzmiały utwory Russia i The Waitress z mocnym wołaniem „But I believe in peace, I believe in peace …”. Pod koniec tego utworu ludzie, siedzący dotychczas na płycie, ruszyli pod scenę i do końca koncertu na stojąco żywiołowo reagowali w dosłownie bezpośredniej interakcji z Tori Amos. Ten nieprzewidziany zwrot spowodował radość i uśmiech na twarzy artystki. Po zasadniczej części koncertu, po owacji na stojąco, Tori wróciła nas scenę, rozpoczynając bisy od piosenki Body And Soul, w którą został wpleciony utwór Personal Jesus grupy Depeche Mode. Na wielki finał zabrzmiała Cornflake Girl w dynamicznej i pulsującej wersji. Gdy zapaliły się światła, nikt nie wierzył że to koniec. Jestem pewien, że było to jedno z najważniejszych muzycznych wydarzeń roku 2023.
Jacek Raciborski
PS. Fotorelacja przygotowana dzięki uprzejmości Metal Mind Productions.