Monika Borzym kilkukrotnie dziękowała za obecność publiczności, która licznie stawiła się w Wytwórni, mimo że koncert został zorganizowany w Walentynki (sic!). Wokalistka, choć młoda wiekiem jak na jazzmankę (a właściwie jazzwomankę), nieustająco imponuje na scenie wielką dojrzałością. Ale uwaga: dojrzała wcale nie oznacza poważna czy też stateczna. Jak sama mówi, obecnie przeżywa beztroskę i młodość, której wcześniej jej brakowało. Naturalna i swobodna jakby urodziła się na scenie, oczarowała widzów zarówno swoim głosem, jak i opowieściami o piosenkach, które zaśpiewała. Łódzki koncert był ostatnim w ramach trasy promującej najnowszy album Moniki zatytułowany Back To The Garden. Na krążku tym znalazły się piosenki z początków twórczości Joni Mitchell czyli kompozycje raczej folk-rockowe z elementami soulu niż jazzowe. Oczywiście w wydaniu „borzymowym” zabrzmiały zupełnie inaczej, zagrane nie tylko z innym instrumentarium czy w innej tonacji, ale przede wszystkim nie przesadnie ekspresyjnie. Dzięki temu niektóre z nich stały się bardziej przystępne od oryginałów. Monice towarzyszyła w Łodzi trójka starannie dobranych instrumentalistów: na kontrabasie – znakomity Robert Kubiszyn, na perkusji – wszechstronny Sebastian Frankiewicz, na gitarze – utalentowany Daniel Popiałkiewicz.
Marek J. Śmietański
PS. Dziękujemy klubowi Wytwórnia za akredytację foto.