Co byście powiedzieli, gdyby muzycy należący do kompletnie odrębnych artystycznie światów nagrali wspólnie płytę, a jej premiera miałaby miejsce w dzień Waszych urodzin? I na dodatek okazałoby się, że kilka miesięcy później ten pozornie niewiarygodny skład wyruszy w trasę, umożliwiając szerokiemu gronu zapoznanie się z muzyką, której wcześniej w Polsce w taki sposób właściwie nikt nie grał. Me And That Man stworzyli Adam 'Nergal’ Darski de domo Behemoth oraz Walijczyk z urodzenia i mieszkaniec Polski z wyboru – John Porter. Za perkusję na płycie odpowiadał Łukasz 'Kuman’ Kumański i on też grał na garach w trasie, natomiast jazzmana Wojtka Mazolewskiego zastąpił Włoch Matteo Bassoli – były basista Blindead. Dużym plusem łódzkiego koncertu okazała się decyzja organizatorów o rezygnacji z miejsc siedzących, choć znalazło się kilka osób oburzonych z tego powodu (sic!). Blues podlany alternatywnym rockiem spod znaku Nicka Cave’a i mroczne country rodem z Ameryki 'pachnące’ Johnym Cashem zdecydowanie sprzyjały aktywnemu uczestnictwu w koncercie, tym bardziej, że sam Nergal w niektórych utworach wręcz skakał po scenie. Zespół zagrał wszystkie utwory z albumu Songs Of Love And Death (choć w innej kolejności), poszerzając podstawową setlistę doskonałym Submission, który jest bonusem na wersji deluxe płyty. Koncert pełen „dysonansów”: Nergal śpiewający piosenki, które wpadają w ucho i ubrany niczym rasowy rockman, na drugim planie niemal milczący Porter, którego gra na gitarze była motorem napędowym większości kompozycji, świeżutki materiał uzupełniony historycznymi bisami – na koniec grupa zafundowała publiczności wyjątkowo energetyczne covery – Psycho Killer Talking Heads i Refill Porter Bandu (oba oryginalnie nagrane pod koniec lat 70.). Krótko mówiąc – jeden z najlepszych koncertów Anno Domini 2017 w Wytwórni.
Marek J. Śmietański
PS. Dziękujemy klubowi Wytwórnia za akredytację foto.
