Krok przed szereg
Australijczycy z Teramaze może i nie są tak rozpoznawalni jak weterani z Dream Theater, ale za to pod kątem umiejętności wcale nie ustępują swoim starszym kolegom. Dean Wells – lider, gitarzysta, producent i generalnie serce całej formacji – od czasu wydania Anhedonii (2012) niestrudzenie walczy o uwagę kolejnych słuchaczy. Z połowicznym skutkiem. W międzyczasie muzyk uzupełniał skład o kolejnych członków i wydawało się, że wraz z Her Halo (2015) grupa znalazła się na stabilnym gruncie. Nic bardziej mylnego. Ówczesny wokalista, Nathan Peachey, opuścił kręgi Teramaze, by skoncentrować się na własnych projektach, co pociągnęło za sobą lawinę kolejnych rezygnacji. Skład się wykruszył, a Dean po raz kolejny został sam ze swoją muzyką – na całe cztery lata. Tegoroczny Are We Soldiers to czwarty album Australijczyków po reaktywacji (szósty w ogóle), który pomimo zmian personalnych zachował swój melodyjno-progmetalowy charakter. Obecnie do zespołu dołączyli: Nick Ross (perkusja), Andrew Cameron (bas), Chris Zoupa (gitara) oraz Jonah Weingarten z Pyramaze (klawisze). Co więcej wielu fanów ucieszył powrót macierzystego głosu Teramaze, czyli Bretta Rerekury, którego po raz ostatni mogliśmy usłyszeć na rewelacyjnym Esoteric Symbolism (2014).
Warstwa liryczna Are We Soldiers wciąż zgrabnie wpisuje się w tradycję grupy. Muzyków, a w szczególności Deana Wellsa, od zawsze interesowała kondycja współczesnego świata – w tekstach można było doszukiwać się kantowskich ujęć, nienachalnie eksploatujących chrześcijańską koncepcję moralności. Nowy album koncentruje się z kolei na jednostce – kreśli rzeczywistość, w której trudno jest odróżnić prawdę od kłamstwa, gdzie człowieczeństwo nie odgrywa już znaczącej roli. Tę społeczną unifikację doskonale oddaje okładka, która przedstawia nas, ludzi, jako żołnierzy pozbawionych emocji i własnej tożsamości. Co więcej panowie z Teramaze stawiają też ciekawe filozoficzne pytania: jak cienka jest granica między zbawieniem a potępieniem? Czy warto jest walczyć o swoją indywidualność? Odpowiedzi na nie mogą okazać się zarówno fatalistyczne, jak i pokrzepiające – generalnie Are We Soldiers ma bardzo uniwersalny wydźwięk i w zależności od wrażliwości słuchacza można różnie zinterpretować kontekst krążka.
Niewiele zmieniło się też w samej muzyce Australijczyków, ale absolutnie nie należy brać tego za zarzut. Panowie dalej nie stronią od przebojowych form, w których prym wiodą gitarowe riffy i chwytliwa melodyka (Fight or Flight, Are We Soldiers, From Saviour to Assassin), tudzież ukłonów w stronę thrashowych korzeni (The One Percent Disarm), jednak mimo to wciąż starają się wprowadzać nowe elementy do swojej muzyki, nawet jeśli są ledwie szczątkowe. Miło jest słyszeć jazzowe wtrącenia w Orwellian Times oraz M.O.N.S.T.E.R.S., za które odpowiada – tu bez zaskoczeń – sam Wells. Jego fusionowe solówki, choć wirtuozerskie, doskonale odnajdują się w całej tej nośno-metalowej strukturze. Poza tym duży powiew świeżości wprowadziły tez ewolucje Weingartena i Zoupy. Panowie kilkukrotnie (na szczęście z powodzeniem) konfrontują się z samym liderem formacji, co najlepiej słychać chociażby na Weight of Humanity czy Depopulate. Ten ostatni zresztą to kolejny udany epic song Teramaze. Rozpoczyna się jak rockowy szlagier, a od połowy zmienia się w iście progresywny samograj – pełno tu zmian tempa, podniosłych melodii oraz imponujących wokaliz Bretta Rerekury (facet jest obecnie w szczytowej formie). Odrobinę więcej przestrzeni wprowadzają z kolei Control Conquer Collide (ten akustyczny bridge!) oraz Fact Resistant Human. Trudno jednak nazwać je klasycznymi balladami, bo nie brakuje w nich werwy i rozbudowanych partii instrumentalnych.
Jedyny zarzut, jaki można skierować w stronę Are We Soldiers to niezbyt trafione rozwiązania realizatorskie. Materiał brzmi bardzo selektywnie i pod tym kątem Dean odwalił kawał dobrej roboty, ale chwilami przesadza nieco z efektami, szczególnie w wokalach (przesterowane partie na Orwellian Times psują nieco ogólny odbiór kawałka). Niektórych może tez zirytować ogromna ilość solówek gitarowych oraz zbyt sterylna sekcja rytmiczna. Ross i Cameron to kompetentni muzycy, ale niestety ich partie nikną nieco wśród melodycznych popisów pozostałych członków grupy. Być może w przyszłości uda się w pełni wykrzesać ich twórczy potencjał.
Nie zmienia to faktu, że Are We Soldiers to wciąż bardzo udane wydawnictwo, które – podobnie jak poprzednicy – czerpie garściami z tradycji prog metalu. Panowie z Teramaze nie silą się na nowatorskość, ale za to z powodzeniem eksplorują sprawdzone już tropy, stawiają na melodię oraz dosadny przekaz i dzięki temu ich muzyka wciąż jest autentyczna. Dean Wells ma masę frajdy z samego komponowania, chętnie dzieli się próbkami swojej muzyki w mediach społecznościowych i widać, że stanowczo wyłamuje się z tego metaforycznego szeregu widniejącego na okładce. Nie straszne są mu również zmiany personalne w zespole – w końcu nie raz przez nie przechodził – bo wciąż wierzy w zbiorową, a nie indywidualną kreatywność. A tej Australijczykom, już od dobrych kilku lat, nie można odmówić.
Łukasz Jakubiak