Mike Stern stał się w ostatnim czasie częstym gościem naszych scen. Podczas obecnej jesiennej trasy odwiedzi aż osiem polskich miast. Tym razem w towarzystwie żony Leni Stern i cenionego polskiego tria: perkusisty Adama Golickiego, gitarzysty Rafała Sarneckiego oraz basisty Piotra Lemańczyka.
Imponujący dorobek artystyczny i niepodważalny wkład w świat gitary elektrycznej czyni zeń jednego z jej herosów. Doskonałym pomysłem okazał się pokoleniowy mariaż, z którego powstała płaszczyzna do muzycznego dialogu. W tej formule każdy z muzyków okazał się pełnowartościowym parterem lidera.
Koncert otwarła kompozycja Leni Stern Like A Thief wykonana przez nią na ngoni. Ngoni to instrument strunowy używany w krajach Afryki Zachodniej, zwłaszcza w Mali. Z bogatego katalogu kompozycji Mike’a Sterna zabrzmiało m.in. Out of the Blue i You Never Know. Niemałym zaskoczeniem dla mnie były utwory z wokalizami gitarzysty, jak choćby Wishing Well. Z każdą minutą czuło się ze sceny wielką radość ze wspólnego grania. Solowe partie zmieniały się niemalże w dialog. Na bis zabrzmiał Red House Jimi’ego Hendrixa i porywająca wersja Jean Pierre Milesa Davisa. Po tym instrumentalnym pojedynku trudno było uwierzyć, że był to już koniec koncertu.
Jacek Raciborski
PS. Fotorelacja przygotowana dzięki uprzejmości Katowice Miasto Ogrodów.