Każdy koncert hiszpańskiego gitarzysty Vicente Amigo w naszym kraju to wydarzenia artystyczne, a dla miłośników muzyki flamenco to wręcz święto. Jego osoba jest powszechnie postrzegana za spadkobiercę legendarnego Paco de Lucii, a jego gitarowy kunszt docenił Sting zapraszając do wspólnych nagrań. Ścieżki edukacji, doskonalenia warsztatu i twórczości zaprowadziły go na sceny, które dzielił m.in. ze Stanleyem Jordanem, Johnem McLaughlinem, Alem di Meolą, Miltonem Nascimento. Brał również udział w sesjach nagraniowych wybitnych śpiewaków flamenco jak: El Pele, Camarón de la Isla, Vicente Soto czy Luis de Córdoba.
Po kilkuletniej przerwie Vicente powrócił do Polski na jedyny koncert w katowickim NOSPR w towarzystwie : Antonio Fernándeza Perona na gitarze, śpiewaka Rafaela de Utrera, Ewena Vernala na gitarze basowej oraz grającego na instrumentach perkusyjnych Paquito Fernández. W skąpym świetle Vicente rozpoczął ten wieczór solowym występem i od pierwszych dźwięków wiadomo było, że będzie to czas niezwykły. Wirtuozeria, dynamika i pasja, z jakimi gra Vicente Amigo, dosłownie elektryzują powietrze, uświadamiając nam, że nie jest to formuła koncertu dobrze nam znana. Interakcja muzyków na scenie w połączeniu z ekspresyjnym śpiewem Rafaela de Utrera tworzą wręcz aurę muzycznego misterium.
Na program koncertu złożyły się utwory z całego dorobku twórczego Vicente z naciskiem na płytę Memoria de los Sentidos z której usłyszeliśmy: Amoralí, Guadamecí, Sevilla, Las Cuatro Lunas, Requiem. Gdy wybrzmiały ostatnie dźwięki Guadamecí, artyści przy ogromnym aplauzie zeszli ze sceny, ale tylko na chwilę, aby oczywiście powrócić na bis. Ponownie usłyszeliśmy Requiem i było to magiczne wręcz wykonanie, przepojone pięknem, harmonią i duchowością. Niełatwo podsumować ten koncert, bo było to absolutnie wyjątkowe wydarzenie.
Jacek Raciborski
PS. Fotorelacja przygotowana dzięki uprzejmości CZAD Concerts.