Trzy lata temu Ritchie Blackmore stwierdził, że znów ma ochotę grać hard rocka. Na początku występy pod szyldem Ritchie Blackmore’s Rainbow wyglądały, delikatnie mówiąc, bardzo różnie. Obecnie jest na tyle nieźle, że gdyby gitarzysta zdecydował się nagrać hardrockowy album [ostatnim był Stranger in Us All, wydany w 1995 roku, a potem 10 folk-rockowych wydawnictw z grupą Blackmore’s Night – przyp red.], to kto wie… może to być zupełnie przyzwoita płyta. Owszem, zdarzają się fuszerki, ale skoro w obecnym składzie Rainbow znajdują się powermetalowy klawiszowiec, indie popowy perkusista i jazzowo-rhythm’n’bluesowy basista, to raczej nie może być inaczej. Na scenie zdecydowanie najlepiej prezentują się sam Blackmore oraz obecny wokalista. Trzeba przyznać, że takie utwory jak rainbowowe All Night Long, I Surrender czy Man On The Silver Mountain oraz purplowe Soldier Of Fortune czy Black Night naprawdę brzmią bardzo dobrze. Krótko mówiąc, zarówno Ritchie, jak jego drużyna są w całkiem niezłej formie, niektórych kawałków jednak nie powinni grać (chyba że nastąpią pewne zmiany w składzie)…
Na scenie oprócz Blackmore’a pojawili się znani z Blackmore’s Night basista Bob Nouveau (właśc. Bob Curiano) i perkusista David Keith, klawiszowiec Stratovariusa – Jens Johansson, wokalista Ronald Romero (wokal) oraz Candice Night i Lady Lynn (chórki).
Supportem Rainbow był niemiecka grupa beatowa The Lords założona w 1959 roku [starsza o 3 lata od Rolling Stones – przyp. aut.], która zagrała kilka autorskich utworów i covery m.in. Bye Bye Johnny Chucka Berry’ego i tradycyjną amerykańską piosenkę marszową John Brown’s Body. Niejasne jest, dlaczego fotoreporterów nie wpuszczono do fosy podczas ich występu.
Marek J. Śmietański
PS. Dziękujemy niemieckiemu organizatorowi – firmie Red Carpet – za akredytację foto.