Beth Hart – amerykańska artystka blues-rockowa – odwiedziła na chwilę Polskę. Nie była to jej pierwsza wizyta w naszym kraju. Ostatnio koncertowała w lipcu podczas Ladies’ Jazz Festival w Gdyni, a 4 października nawiedziła kilka stacji radiowych, program telewizji śniadaniowej, dała ekskluzywny koncert akustyczny w radiowym studio im. Agnieszki Osieckiej.
Ta jedna z niewielu współcześnie działających tak prawdziwych artystek jest coraz bardziej popularną gwiazdą w świecie plastikowej muzyki. Jej występy przyciągają tłumy, towarzyszyła takim artystom jak Joe Bonamassa, upominał się o nią Jeff Beck i wielu innych. Wiernych fanów przyciąga do siebie niezwykłą szczerością. W tekstach opisuje swe traumy, przeżycia. W piosenkach rozlicza się z lękami, chorobą, utratą bliskich, nałogami. Co niektórzy przypięli jej łatkę współczesnej Janis Joplin, ale to raczej płytka klisza myślowa niźli trafne porównanie – ta czterdziestolatka z tragicznymi przeżyciami rodzinnymi, walcząca na oczach wszystkich ze swymi demonami dzięki niezwykłemu w naszych powierzchownych czasach autentyzmowi przyciąga coraz większe rzesze ludzi zawiedzionych plastikową powierzchownością pop kultury.
Fakt, niektóre jej wypowiedzi trącą egzaltacją, zdarza jej się zapłakać czy łamie się jej głos, gdy mówi o zmarłej siostrze, o mamie, o rozstaniu rodziców czy o roli męża, który jest dla niej wielką ostoją. Nikt jednak nie może zarzucić Beth, że jest to kalkulacja i element świadomego budowania wizerunku. To prawdziwa ona, to prawdziwy człowiek, który jest otwarty, empatyczny, oczekuje wręcz uścisków, czułości i kontaktu, czyli ma te cechy, które charakteryzują homo sapiens od lat, a ostatnio ludzkość cierpi na ich chroniczny niedobór na co dzień.
W Gdyni, na jubileuszowym Ladies’ Jazz Festival dała fenomenalny wręcz koncert. Towarzyszyło jej trzech świetnych muzyków i niejeden raz słyszało się „Wow, w Berlinie, Amsterdamie [wstawić tu można jeszcze kilka innych nazw – przyp.aut.] nie było tak świetnie”! Było ostro, głośno, gorąco… [zdjęcia z tego koncertu można obejrzeć tu – przyp. red.]
W Warszawie najpierw w krótkiej rozmowie w telewizji śniadaniowej (no bo gdzie indziej mogłaby o sobie powiedzieć, gdy kulturalnych programów telewizyjnych tyle, co kot napłakał bez względu na znaczek telewizji) zapowiedziała przyszłoroczny koncert w stolicy i przedstawiła jedną piosenkę z najnowszej, właśnie trafiającej do sklepów płyty War In My Mind. Za to po południu, po rozmowach z dziennikarzami przedstawiła się polskiej publiczności niemal jako songwriterka przy fortepianie, a nie gwiazda rozgrzewająca całe stadiony. Opowiedziała i przedstawiła pięć ważnych dla siebie utworów – tylko ona, fortepian, jej głos i publiczność reagująca na każdy gest, na każdą nutę… Ten wyjątkowy akustyczny mini-koncert będzie można przeżyć dzięki retransmisji w audycji „Trzy wymiary gitary”, a że było to niezwykłe przeżycie, to pewnie nie będzie to jedyna emisja tego występu.
Szczerze zaskoczona przyjęciem przez polską publiczność artystka nie ukrywała swojego wzruszenia, była do dyspozycji niemal wszystkich, którzy pragnęli upiększyć swoje/jej płyty dedykacją gwiazdy czy zdobyć wspólne pamiątkowe zdjęcie. Odpowiadała na każde pytanie, a przede wszystkim rozmawiała, była przyjaciółką, kimś bliskim naprawdę, bez ściemy…
Warto jednak już teraz zapisać sobie datę 21.10.2020 w kalendarzu, bo tego dnia na Torwarze będzie miało miejsce wydarzenie, o którym będziemy mogli opowiadać i zazdroszczącym nam kolegom, i dumnym z nas wnukom – Beth Hart po raz pierwszy z zespołem w Warszawie! Niby czasu mnóstwo, ale o tym, że warto będzie tam być wie coraz więcej osób…
Maciej Farski
[zdjęcia autorstwa Grega Watermanna pochodzą z materiałów prasowych]