Przykro patrzyło się na ten pokaz efekciarstwa, który miał zrekompensować słabą formę muzyków z Teatru Marzeń. I nie chodzi tu wyłącznie o wokalne „popisy” Jamesa LaBriego, trącące co rusz kakofonią. Dream Theater jest już jak odtwarzacz, który losowo wybiera utwory na trasy – nie ma w tej selekcji za grosz spontaniczności – a z ich występów w pamięci pozostaje już tylko imponujące oświetlenie i zestaw perkusyjny Mike’a Manginiego, z roku na rok coraz bardziej groteskowy. Sama setlista również nie porywała, choć znalazło się na niej kilka niezłych strzałów. Poza kompozycjami z tegorocznego Distnace over Time (Untethered Angel, Fall into The Light, Barstool Warrior, Pale Blue Dot) przyjemnymi akcentami (tj. aż tak niezarżniętymi przez wokal) okazały się: Peruvian Skies, In the Presence of Enemies Part I oraz Lie. Równie nieinwazyjny – choć zepsuty przez słabą akustykę – był The Dance of Eternity, z kolei za największe porażki koncertu Teatru Marzeń można uznać A Nightmare to Remember i (zagrany na bis) As I Am. W trakcie tego ostatniego, ta bardziej wymęczona widownia, zaczęła opuszczać teren festiwalu. Trudno się dziwić, bowiem wokalne ekspresje LaBriego były już nie do zniesienia.
Inne galerie: Sermon, Alcest, TesseracT, Fish, Opeth, Bright Ophidia, Soen, Haken, Richie Kotzen.
Zdjęcia: Marek J. Śmietański
Tekst: Łukasz Jakubiak
PS. Dziękujemy firmie Knock Out Productions za akredytację foto.