Idzie nowe…
Panowie z TesseracT zaskakująco dobrze odnaleźli się w pandemicznej rzeczywistości. Kiedy dwa lata po wydaniu Sonder na świat padło widmo izolacji, muzycy zaczęli prężnie działać w sieci – uruchamiali live-streamy (Daniel Tompkins nie tylko na nich śpiewał, ale też edukował i częściej spełniał się w sferze gamingowej), zajęli się własnymi projektami i popełnili spektakularne audiowizualne wydarzenie (bez udziału publiczności) w postaci P O R T A L S (2021). W międzyczasie Brytyjczycy pracowali już nad nowym materiałem, który miał zredefiniować ich dotychczasowe brzmienie. I kiedy w lipcu tego roku ukazał się tytułowy utwór z War of Being od razu było wiadomo, że słowa te nie zostały rzucone na wiatr. Mało tego, premierze miała towarzyszyć VR-owa gra przygodowa o tym samym tytule* – popełniona przez samego Tompkinsa (sic!), a która adaptuje koncept zawarty na albumie.
Historia obraca się wokół załogi statku “Sen”, którzy niefortunnie rozbijają się na nieznanej im planecie. Okazuje się, że nasi protagoniści – ex i el – budzą się w krainie zwanej Strangeland, gdzie muszą zmierzyć się z bezwzględnym wrogiem o imieniu Strach. Niestety bohaterowie zostają rozdzieleni i żeby się odnaleźć muszą przezwyciężyć swoje wewnętrzne lęki. Stojący za całym konceptem Daniel Tompkins i Amos Williams nie kryją tego, że jest on prostą metaforą wznoszenia się ponad własne słabości. I co by nie mówić w surrealistycznej oprawie, będącej fuzją różnych nurtów popkultury (science-fiction, kina samurajskiego, gry wideo), sprawdza się ona wyśmienicie. A jeśli dodamy do tego ekspresyjne liryki wspomnianego frontmana (gdzieniegdzie wspomagane przez producentkę i wokalistkę – Katherine Marsh) oraz okładkę Shatnera Bassona** (wreszcie nie geometryczną, kultywującą otnologiczną wymowę wydawnictwa) to otrzymamy jedno z najoryginalniejszych muzycznych przedsięwzięć tego roku. A może nawet i ostatnich lat.
War of Being to również najlepiej nagrany materiał TesseracT. Acle Kahney i Peter Miles postawili na organiczne brzmienie – mniej tu cyfrowych sztuczek, a zdecydowanie więcej dźwiękowej przestronności. Tak nietuzinkowa – jak na djent – produkcja upłynniła melodykę, która nie sprawia wrażenia kanciastej jak to bywa w wydawnictwach z tego nurtu. A to wciąż nie koniec niespodzianek. Nowy album Brytyjczyków zaskakuje nie tylko sensytywną prezencją i perfekcjonizmem, ale też furiacką agresją, która częściej niż zwykle to miało miejsce przejawia się w riffach, screamach, a nawet growlach.
Te ostatnie wybrzmiewają już w otwierającym Natural Disaster, w którym Dan odważnie – i zaskakująco precyzyjnie – uderza w niskie tony. Na szczególną uwagę zasługuje tu finisz, będący istną karuzelą wibrujących emocji i melodii. Echoes to z kolei powrót do klasycznego emploi TesseracT, w którym dominują nośne refreny i finezyjne harmonie. Rozkrzyczany The Grey zręcznie konfrontuje agresję z wrażliwością, manifestującą się poprzez partie basu Amosa Williamsa. Nieco w kontrze stoi za to Legion, będący największym popisem wokalnym Tompkinsa w całej jego karierze. Od bardzo wysokich wokaliz, poprzez melorecytację, aż po growle – tak imponującą modulację trudno będzie odtworzyć na scenie i na pewno będzie niemałym wyzwaniem dla wokalisty. Utwór wieńczy kilkukrotnie przewijające się na płycie ambientowe pejzaże, skomponowane przez Petera Milesa i Randy’ego Slaugha, które płynnie przechodzą w Tender. Jednak ta niepozorna ballada, ożywiająca się bliżej finału (te wielogłosy!), okazuje się jedynie przystankiem przed…
…War of Being. Opasły, jedenastominutowy taran już na starcie przygniata brzmieniem. Gitarowe szarże Acle Kahneya i Jamesa Monteitha nigdy nie brzmiały tak zwaliście, z kolei Jay Postones popełnia na bębnach istne tour de force. Takiej polirytmii, szczególnie w pierwszym interludium, nie powstydziłoby się Meshuggah. Na szczęście po tak intensywnej pierwszej połowie pojawia się więcej synthów i przestrzeni; kompozycja nieco spuszcza z tonu, by bliżej finiszu okryć się kolejną balladą. Sirens wyróżnia nietuzinkowa – wręcz lamentacyjna – linia wokalna w refrenie, która z czasem przeradza się w rozrywający krzyk. Od strony dramaturgicznej to bardzo kompetentna kompozycja. Dwubiegunowy Burden stawia przede wszystkim na sekcję rytmiczną oraz funky-popową oprawę, przełamywaną co jakiś czas rwanymi riffami i screamami. To kolejny numer w repertuarze grupy wyłamujący się spod gatunkowego paradygmatu. Zamykający wydawnictwo Sacrifice zaskakuje filmowym zacięciem – to istna feeria harmonii, podniosłych melodii i empirii. Zresztą, przy tak rozdzierającym finale historii nie ma się co dziwić – w tym wypadku stawka była naprawdę wysoka.
Nowy album TesseracT niespodziewanie okazał się ich magnum opus, wyprzedzając na wielu płaszczyznach inne – nie tylko tegoroczne – propozycje z pogranicza djentu i współczesnych form prog metalu. Brytyjczycy zderzają ze sobą skrajnie odmienne nastroje i motywy – łagodność ze wściekłością, gęstą polirytmię z ambientowymi krajobrazami, surrealną fantastykę z czułą opowieścią inicjacyjną. I choć War of Being może wydawać się dziełem pełnym sprzeczności, to wszystko w nim działa niczym w przemyślanej muzycznej machinie, która zwalnia i przyspiesza we właściwych momentach. Inną kwestią okazuje się jakość realizacji oraz forma zespołu. TesseracT nigdy dotąd nie brzmiał tak namacalnie i nawet najbardziej złożone partie instrumentalne nie zdołały pozbawić krążka oddechu. A trzeba przyznać, że w dobie ucyfrowiania produkcji jest to sztuka trudna do opanowania. Kolejnym atutem wydawnictwa okazała się immersyjność, bowiem War of Being można eksplorować pozamuzycznie – nie tylko literacko, ale też audiowizualnie, jako gamingowe doświadczenie. Co niektórzy mogą zarzucić formacji przerost formy, usilną chęć burzenia massmedialnego status quo, a może nawet pozerstwo. Jakby to powiedział William Gisbson: przyszłość jest teraz, tylko nierówno rozłożona. Panowie wykorzystali możliwości współczesnej popkultury, by stworzyć coś nowatorskiego. Coś, co wykroczy poza jedno medium, a przy tym będzie wyjątkowym muzycznym doświadczeniem. Dla TesseracT wojna o istnienie okazała się zwycięska.
Łukasz Jakubiak
*) Można ją kupić za niecałe 30 złotych na serwisie Steam. W momencie pisania recenzji jest w fazie wczesnego dostępu oraz uzyskała 92 % pozytywnych recenzji z 66 głosów.
**) Wykonał okładki do łącznie czterech albumów TesseracT: Altered State (2013), Polaris (2015), Sonder (2018) oraz War of Being (2023).